niedziela, 25 kwietnia 2010

Karmienie orangutanow - Dzien 102

Tak wiec spelniamy marzenie Dorotki, urodzinowo, w dzien urodzin:)) Idziemy zobaczyc jak karmi sie orangutany. Wielkie sympatyczne czlekoksztaltne futrzaki zyjace na wolnosci w dzungli. Zyja same sobie w parku narodowym, lecz dwa razy dziennie sa dokarmiane i roztaczana jest nad nimi opieka. Jest ich tam okolo piec tysiecy, lecz na dokarmianie przychodzi niewiele. Byc moze jest to troche na sile, lecz podobno pieniadze ze wstepu (20tys za osobe plus 50tys za aparat fotograficzny) trafiaja bezposrednio na potrzeby rezerwatu, wiec ok. My bylismy tam o 9 rano, trzeba przejsc przez most i isc w gore rzeki by pozniej miejscowi w kajaku przywiazanym do liny przeciagneli nas na druga strone rzeki. Po kilku minutach marszu w gore zobaczylismy te piekne stworzenia z bliska, niestety bylo ich okolo pieciu, szesciu. Zajadaly banany i popijaly mleko z metalowego kubka:) Jak juz pojadly, to siedzialy wysoko w koronach drzew i widac bylo tylko rude futerko. W drodze powrotnej na naszym szlaku niespodzianka! Pojawila sie wielka samica ze swoim mlodym przyczepionym do jej grzbietu. Tuz obok nas! Slow brakuje zeby to opisac:) Zwykle takie zwierzeta widzimy w klatce metr na dwa, a tu przechadzaja sie gdzie chca:)
Mieszkamy na skraju dzungli przy rzece i ciekawa sprawa jest to, ze w ogole nie ma robactwa. Komarow praktycznie nie ma. Mozna usiasc na trawie bez obaw, ze cos nas oblezie, rzecz w Tajlandii niewykonalna, zaraz czerwone mrowki sie zbiegaly.
Pogoda tutaj - slonecznie, niebo troche zachmurzone, pada tylko pod wieczor i w nocy. Ale ta wilgotnosc! Leje sie z nas, obojetnie czy stoimy, lezymy czy idziemy.
Na koniec zaslyszana piosenka, melodia do "Jingle bells":
Jungle trek, jungle trek,
In Bukit Lawang.
See the monkey, see the bird,
See orangutan, hey!

PS. Jak tylko bede mial mozliwosc, to dodam zdjecia:)

2 komentarze:

Versor pisze...

Nic wam nie podkradły cfaniaki?
No to czekam na fotki ;)

Anonimowy pisze...

Oj fajnie macie,tylko łączę się w bólu jeśli chodzi o wilgotnośc powietrza.
Moje wczorajsze przejscie belizyjsko-meksykańskej granicy "z buta" przy wilgotnosci ponad 90% było masakryczne.Po prostu lało sie ze mnie.Potem wbiłam się w autokar i jechałam 6 godzin z Chetumal do Cancun i mimo klimy pod koniec podroży w pojeździe zaczęło pachniec kompozycją 40-u różnych wypocin.I to ma byc pora sucha!LOL
Pozdro
Kacha i Wolfi

Prześlij komentarz