sobota, 17 kwietnia 2010

Resort z basenem? A to nowosc - Dzien 93

Jak juz wspominalem dzis jestesmy zmotoryzowani. Przegladamy mape i ustalamy trase. Jedziemy na poludnie przez Thongsala, pozniej droga na wschod zeby odbic w lewo i kierowac sie na wschodnie wybrzeze. Po dwudziestu minutach jazdy wglab wyspy okazuje sie, ze droga betonowa zamienia sie w zwykla ubita ziemie. Postanawiamy zawrocic, nasza rozowa jak landrynka Yamaha nie moze podolac takim terenom. Jedziemy wiec na poludniowo-wschodnie wybrzeze przez baaardzo gorzyste tereny, tak gorzyste, ze nasza maszyna raz nie dala rady. Dorotka z Maksiem musiala zejsc. Ja zawrocilem, rozpedzilem sie i sam pokonalem wzniesienie. W tym czasie moja rodzinka pokonala gore na nogach ledwo dyszac.
Tak oto dotarlismy na Hin Lor. W tych okolicach, calkiem niedaleko odbywa sie slynne Full Moon Party. Plaza kiepska, ale za to wbilismy sie na basen do resortu Coral Bungalows, haha bialy moze;) Przeciez to takie naturalne, ze bialas posrod innych bialasow wygrzewa sie na lezaku. Przeciez nikt nie zada nam pytania, czy my tu mieszkamy? Grunt to pewnosc siebie z pewna doza bezczelnosci. Tak wiec przez dwie godziny taplalismy sie w basenie, jedzac frytki i pijac rozcienczony woda shake. W towarzystwie popijajacych piwko anglikow. Jestem w stanie sobie wyobrazic, co tam sie dzieje wieczorem, impreza na calego. A nacja ta robi najwieksze burdy i bydlo na wakacjach za granica. Obsluga nauczona juz pewnych zachowan. Trzy razy musialem prosic sie o reszte. Tajowie we czterech gadaja miedzy soba i rzna glupa zerkajac na mnie. Ja czekam patrzac sie na nich. W koncu z ociaganiem oddaja mi pieniadze. Bo w tamtej restauracji placi sie przez jedzeniem, rzecz rzadko spotykana tutaj, w sumie nie dziwie sie, doprosic sie pozniej kasy od pijanego anglika.
Nic to. Posiedzieli my. Pojedli. Popili. I doszlismy do wniosku, ze hotel z basenem jeszcze nie dla nas. Maksiowi brodzik znudzil sie po chwili i biegal caly czas dookola duzego basenu i tylko tam chcial sie kapac. Nie praktyczne dla nas wcale, zamiast wypoczywac biegalibysmy pomiedzy lezakami za dzieckiem. Wolimy siedziec na pustej plazy, Maks biega gdzie chce, sam wchodzi do wody, robi babki z piasku albo kopie dolki. I fajnie jest.
Reasumujac nie jest to dobre miejsce dla rodzin z dziecmi, a przynajmniej dla dzieci aktywnych... Jedna rzecz nas zastanowila, dlaczego przez ten caly czas, czyli dwie godziny, nikt z siedzacych w basenie i raczacych sie litrami piwa nie skorzystal z toalety?! Hmm... dlatego tez wolimy morze:)
Zdjec niestety nie mamy, bo po mokro obchodzonym Nowym Roku nasz aparat Lumix suszy sie. Mamy nadzieje, ze bedzie dzialal. Zapomnialem w ogole powiedziec, ze mielismy rowniez podwodny aparat Olympus, byl wstrzaso-odporny, pylo-odporny, ale nie maksio-odporny, tak wiec juz w Malezji na Langkawi powiedzial dosc po tym, jak nauczyl sie latac.
Powrot na nasza plaze byl juz latwiejszy, bylo bardziej z gorki, niz pod gorke. Po drodze wstapilismy do tajskiego baru dla tambylcow, aby zjesc zupe (zamowic nalezy "Noodle Soup with chicken"). Tylko w takich miejscach mozna zasmakowac ekstra tresciwego rosolu z makaronem, swiezymi warzywami i miesem rozplywajacym sie w ustach. Pycha:) W restauracjach dla bialasow podaja wode z byle czym a nie zupe.
Dzien fajnie spedzony, aktywnie:) Tylko Maksio dostal wysypki po tym basenie. Chlor pewnie i inny syf. Mamy nadzieje, ze szybko mu zejdzie.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A co tu komentować jak się dopiero do domu wróciło po 12 godzinach pracy!!!

Anonimowy pisze...

O Boże aż mi się niedobrze zrobiło jak przeczytałam o tych angolach chlających piwo i nie korzystających z toalety;( no masakra!

Acha, a żeby było śmieszniej,okazało się ze ta wyspa na której jesteście była od początku celem podróży Wolfiego
Pozdro
Kacha

marek pisze...

Czesc zapracowany frustracie! Jesli nie masz odwagi sie podpisac, na pewno masz odwage wyjechac na wakacje. Nikt cie nie trzyma. Powodzenia!
PS. Jesli cos cie boli to wykasuj naszego bloga z zakladki ulubione i nie katuj sie wiecej haha

Prześlij komentarz