sobota, 10 kwietnia 2010

Rybka Nemo - Dzien 85

Na naszej plazy, Haad Yao, juz kilkanascie metrow od brzegu plywaja kolorowe rybki. Zakladam maske i podziwiam zolto-czarnych kuzynow rybki Nemo. Ciekawskie stworzenia mieniace sie kolorami teczy podplywaja tuz do mnie, ale jak tylko rusze reka, czmychaja… niesamowite doswiadczenie. Trzeba zrobic w przyszlosci kurs nurkowania. Koniecznie.
W ogole musze powiedziec, ze jak jestesmy na plazy, to wiecej czasu spedzamy w wodzie niz na ladzie. Niebawem zaczna nam rosnac blony miedzy palcami, tak jak u zaby:)
Musze tez wspomniec o jednostronnej milosci 3 letniej francuzki Leili do Maksia;) Ciagle zabiera mu wiaderko i lopatke, i zaczepia Synka naszego, a on peszy sie i przytula do mamy;) Niesmialy jak ojciec;))) Stwierdzila rowniez, ze z checia przeprowadzi sie specjalnie dla ukochanego do Polski. Z rodzicami Leili wymienilismy doswiadczenia podroznicze. Oni rowniez byli w Wietnamie (rok temu) z dwuletnim wowczas dzieckiem. Dziewczynka przez piec dni miala biegunke i wymiotowala, az wyladowali w szpitalu. Wiec ich wspomnienia z Wietnamu sa podobne do naszych.
Podrozujemy od prawie trzech miesiecy i jak na razie caly czas mamy piekna pogode. Tylko na Koh Samui nawiedzily nas trzy dni deszczowe i w Cameron Highlands czasem pod wieczor i w nocy padalo. No i jedna wielka ulewa w Bangkoku (15 minut sciany deszczu). A tak to non stop slonko.
Moze slow pare o wyspie Koh Phangan. Pod wzgledem geograficzno-widoczkowym wyglada to tak: Droga wzdłuz wybrzeza, dlugo dlugo nic a potem kilka resortow, restauracje, sklep i znow dlugo dlugo nic. Jadac trasa z polnocy na poludnie srodkiem wyspy jest samo nic, to znaczy droga i bujna roslinnosc dookola. Na poludniowo-zachodnim wybrzezu znajduje sie male miasteczko Thongsala, ktore skupia wszystkie najwazniejsze rzeczy typu bank, szpital, port, tesco, targ nocny itp.
Wszyscy ludzie spotkani tutaj sa mili, spokojni i wyluzowani. Nie ma takiej pazernosci na kase, ktora dalo sie latwo zauwazyc na prawie kazdym kroku na Lamai Beach na Koh Samui, gdy nie dalo sie napiwku usmiechy szybko znikaly z twarzy zblazowanych kelnerek - oczywiscie nie zawsze i nie wszedzie, ale czesto. Tu jest inaczej, zycie plynie wolniejszym, spokojniejszym tempem. Z drugiej strony jest to najdrozsze miejsce w Tajlandii w jakim do tej pory bylismy. Ceny wszystkiego sa wyzsze niz na stalym ladzie o okolo 20-30 procent. Takie chyba prawo malej rajskiej wyspy... Ale warto, szczerze polecamy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz