poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Autobus jednak bez kurczakow - Dzien 103

Nie taki diabel straszny jak go maluja. I chyba o innym "diable" czytalismy, z innej czesci Indonezji. Jadac do Bukit Lawang widzielismy jakie autobusy jezdza na tej trasie. Calkiem normalne i prawie puste. Postanowilismy wiec pojechac takim wlasnie spowrotem do Medan.
Idziemy na stacje, oczywiscie nie wiemy dokladnie gdzie, i w poludnie w pelnym sloncu docieramy na miejsce okrezna droga. A mielismy wyjechac z samego rana, jak zwykle haha.
- Przepraszam, kiedy odjezdza ten autobus? - Pytam
- Za 20 minut, ale usiadzcie sobie tam w cieniu spokojnie i napijcie sie czegos, bo goraco jest, kierowca teraz je lunch.
Naprawde, tak milych i kulturalnych ludzi ciezko znalezc w dzisiejszym swiecie. Co chwila usmiechaja sie do nas, witaja sie, pytaja jak sie mamy, bezinteresownie, tak po prostu.
Dobra, jedziemy! Jak to wyglada? Zwyczajny autobus. Co go wyroznia? Bol uszu. Indonezyjski pop puszczony na caly regulator wlewa nam sie do malzowin, a oczy raczone sa teledyskami. Jesli mialbym uzyc okreslenia sztuka kiczu to odnosilaby sie wlasnie do tej muzyki i klipow. Przerysowane gesty, miny, tandetne efekty specjalne. Jednak bije od tego sama pozytywna energia. Nie sposob sie nie usmiechac widzac kurpulentnych panow podrygujacych w rytm muzyki i towarzyszace im panie. Banany nie schodza im z twarzy. Spiewaja sobie i tancza wesolo. Pasuje to do tego jak tu sie czujemy. Bo powoli zakochujemy sie w tym kraju, jestesmy tu tylko chwile, ale chyba ta chwila wystarczy.
Dojechalimy, ale do hotelu gdzie chcemy przenocowac, czyli tam gdzie bylismy ostatnio, jest jeszcze spory kawalek. Bierzemy lokalna odmiane taksowki. Zwykly motor z doczepiona z boku przyczepka. Na przyczepce laweczka. A na laweczce my. Nie pytajcie jak sie zabralismy z calym naszym dobytkiem, czyli z wozkiem, duzym plecakiem, nosidlem, i dwoma malymi plecakami. Powoli gonimy azjatow w sztuce upychania jak najwiekszej ilosci rzeczy na motorze:)
Z okazji urodzin zapraszam cala rodzinke do restauracji. Indonezyjska wersja wujka Ronalda wita nas milo:) Dorotka zajada zestaw BigMac, Maksio bawi sie na zjezdzalni a pozniej je lody z truskawkami:)
Jutro jedziemy zobaczyc aktywny wulkan, ba, nie tylko zobaczyc! Wejsc na sam szczyt! Ach przygoda przygoda, kazdej chwili szkoda:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz