poniedziałek, 15 marca 2010

Zagubieni, co zrobic? - Dzien 60

Dojechalismy do Hanoi przed 4 rano, idziemy do hotelu, ktory wiemy ze jest tuz obok stacji. Oczywiscie wszystko pozamykane na trylion spustow. Dzwonie dzyn dzyn. Wychodzi zaspany koles otwierajac stalowe zaluzje i odsuwajac kraty. Pytamy o cene pokoju. Trzy minuty drapie sie po glowie i mowi 18 dolarow. Super bo tydzien temu kosztowalo to 8 dolarow i tyle mozemy dac. Facet chce 18, to my idziemy 5 metrow dalej. Dzwonie dzyn dzyn, koles wystawia glowe z balkonu ponad nami i zaczyna gatke z taksowkarzem, ktory stoi akurat na ulicy, bo po co ma zejsc do nas albo powiedziec cokolwiek do nas. Kpina jakas. Idziemy 10 metrow dalej. Dzwonie dzyn dzyn, wielkie stalowe zaluzje otwieraja sie i kraty. Pytam o cene, koles mysli i mysli, po chwili zaczyna rozmowe ze swoim kolega, ktory jest w srodku. Mowi 14 dolarow. Dobra. W dupe. Niech mu bedzie. Nie bedziemy sie wloczyc po nocy.
...
Wstalismy wszyscy okolo 9, szybkie wymeldowanie - byl kto inny w recepcji, wiec ja mowie, ze mialo byc do zaplaty 10 dolarow, kobieta cos tam mruczy ale chyba jestem wiarygodny w swojej prawdomownosci wiec placimy dyche, haha.
Sniadanie a potem wloczega po Old Quarter w poszukiwaniu hotelu. Znalezlismy sie chyba w troche drozszej okolicy, bo hotele sa w przedziale 20-35 dolarow, znajdujemy za 20, "Hanoi Golden Plaza Hotel", sniadanie, internet w cenie. Mila profesjonalna obsluga, CZYSTO, polecamy.
Generalnie mamy problem, bo nie chcemy tu juz byc, wiec kombinujemy jak tu stad wyjechac do Tajlandii, bilety lotnicze drogie. Myslimy wiec o drodze ladowej przez Laos, podroz do Wientian trwalaby 25 godzin, pozniej jeszcze cala polnocna Tajlandia do zjechania. Czyli wiele dni w podrozy. Z Maksiem jest to malo realne, zameczylibysmy dziecko i siebie...
Chcialbym aby bylo jasne, ze teraz patrzymy na nasz podrozniczy swiat z perspektywy rodzicow. Gdybysmy sami paletali sie z plecakami po Wietnamie pewnie byloby smiesznie. Mozna byloby spac i jesc byle gdzie. Napilibysmy sie bimberku ryzowego i ten szary swiat nabralby zupelnie innych kolorow. I zupelnie inaczej bysmy odbierali rzeczywistosc. Ale mamy ze soba malego Mikiego, i musimy zapewnic mu wszystko, co dla niego jest najlepsze. A w tym kraju nie jest to latwe. Swiezy owoc jest tu luksusem a nie standardem, miesa boimy sie jesc, bo jest nieswieze, twarde i niedogotowane. Maks chudnie w oczach. Je malo, bo co ma jesc!? Nie ma gdzie wybiegac sie nasz Synek.
Bijac sie z myslami idziemy spac, jutro jeszcze przemyslimy wszystko na spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz