czwartek, 4 marca 2010

Meble, ktore maja dusze - Dzien 49

Dwanascie godzin snu w prawdziwych pieleszach, normalnie pod ciepla kolderka, baaardzo milo:)
Nasz hotel jest bardzo stary i bardzo stylowy. Meble i lozka drewniane, recznie rzezbione. Dominuje zapach starego drewna. Takie antyki w Europie kosztuja majatek a my na takich spimy i trzymamy na komodach skorki od banana;)
Dzis po odwiedzeniu ambasady Tajlandii (wiza do odebrania jutro o 16.00) pochodzilismy sporo po okolicy. Z przykroscia musze stwierdzic, ze nie jest to miasto dobre dla nas. Maks nie ma gdzie pobiegac, targamy go w nosidle, bo wozkiem praktycznie nie da sie tu jezdzic. Cudem jest kupno butelki wody, nie ma zwyklych sklepow spozywczych. Nie ma przecietnych barow gdzie kazdy moze wejsc i zjesc. Sa tylko nieliczne bardzo drogie restauracje. Czasem widzi sie miejscowych jak siedza na ulicy tuz obok pedzacych motorkow na tych swoich 15cm stoleczkach i wcinaja cos prawie z ziemi.
Wieczor za to zakonczylismy ciekawie i milo. Szukajac miejsca na kolacje, znalezlismy restauracje schowana wglebi ulicy na pietrze. Wejscie przy drodze szerokosci metra, pozniej obskurnym korytarzem, zeby wejsc po schodach i znalezc sie znow w innym swiecie. Stare meble, na stolach biale obrusy, dania podane w starej porcelanie, do tego drewniane paleczki. A co zamowilismy? Kaczke z ryzem w sobie pomaranczowym oraz zabie udka:) Zabka smakowala nam wszystkim, pyszne delikatne miesko, kaczka natomiast twardawa, ale tez smaczna. Wlascicielka przegadala z nami caly ten czas bawiac sie z Maksiem:) A tak w ogole to bylismy tam calkiem sami:)))
Jak narazie mamy mieszkanke emocji pozytywnych i negatywnych. Ciagle mamy wrazenie, ze wszyscy chca nas zrobic w ch... Po prostu nie wierze w to, ze wietnamczyk na targu placi 5 dolarow za kisc bananow i trzy pomarancze. Szukajac biletu na pociag wszedzie mowili inne ceny smiejac sie przy tym glupkowato. Taksowkarz wlaczyl licznik, aby po przejechaniu trzech przecznic zaplacic 3 dolary za przejechanie 7.5km! Albo wysiadajac z busa, ktory przywiozl nas z lotniska wydal mi tylko polowe reszty, musialem trzy razy go poganiac, zeby do konca sie rozliczyc. Kobieta na ulicy chce nam wcisnac bluzke dla dziecka za kosmiczna cene, jestem nieugiety, a ona po chwili reaguje agresja. A jak probuje zbic chociaz troszke cene jakiegos owocu, to zaczynaja krzyczec...
Jutro wieczorem wyjezdzamy pociagiem na polnoc, do Lao Cai zeby dotrzec do malego miasteczka Bac Ha. Zobaczymy jak tam bedzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz