poniedziałek, 8 marca 2010

Dzien bez oszustwa to dzien stracony - Dzien 53

Niedzielny poranek u nas w miasteczku. Tym razem to tutaj odbywa sie targ, mnostwo ludzi gor i turystow, ktorzy przyjechali specjalnie na te okolicznosc. Idziemy sobie wolnym krokiem obserwujac sprzedawcow psow, kur, krow oraz wielu innych przydatnych dobr. Zostajemy zaproszeni do stoiska z kawa i innymi napojami. Ok, kawka moze byc. Jedna na szybkiego. Cena 30tys czyli z kosmosu, ale niech bedzie. Wietnamska kawa jest mocna i daje niezlego kopa. No wiec popijamy sobie, milo jest. Przychodzi do placenia. Nieopatrznie mam tylko jeden banknot 500tys, kobieta wydaje mi reszte wg niej dobra, czyli 100tys i zadowolona, mam placic za jedna kawe 400tys?! Jak w restauracji jest za 12tys! Zaczyna podnosic mi sie cisnienie i chce zeby mi oddala moje pieniadze. No wiec z ociaganiem daje mi 300tys. To juz 100tys za kawe, zaczynam drzec morde, ze ma mi oddac pieniadze! Ja babe poganiam co chwile krzyczac a ona z wielkim ociaganiem smiejac sie wydaje mi banknoty po 5 tys, po prostu zenada. W rezultacie kosztuje nas to 60tys. Szkoda, ze nie rozumieli moich przeklenstw...
Cos takiego psuje nam caly poranek i rzutuje na caly dzien. Jak mamy czuc sie dobrze, jak na kazdym kroku oklamuja nas i oszukuja?

PS1. Zostajemy w Wietnamie planowo do 30 marca, zmiana rezerwacji kosztuje za duzo
PS2. Internet jest tu dosyc ograniczony, czasem moge zalogowac sie na bloga, a czasem nie. Czasem mam mozliwosc odpowiedzi na komentarz, ale przewaznie dostep jest zablokowany. Ze zdjeciami jest gorzej, nie moge zrobic uploadu. Postaram sie wrzucic fotki z innego wifi, moze bedzie dzialalo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz