piątek, 12 marca 2010

Z bykiem spotkanie na szczycie - Dzien 57

Dzis dla odmiany slonko wyszlo, cieplo sie zrobilo i przyjemnie. Wiec my Maksia w nosidlo i marszem przed siebie. Od pary amerykanow wiemy, ze jest jakas sciezka za mostem w lewo a potem w prawo. Ale gdzie ta sciezka prowadzi to nie wiemy. Podobno do jakiejs wioski. Idziemy wiec przed siebie w poszukiwaniu tejze sciezki. Cos jest, skrecamy. Posrod kurczakow, szczekajacych psow i wielkich bambusow idziemy my. Po 10 minutach okazuje sie, ze wzdluz szlaku porozwieszane sa czerwone choragiewki, wiec nie sposob zabladzic. Lecz wietnamczycy tutaj mowia, ze trzeba wynajac przewodnika (15 dolarow od osoby), bo drogi w gorach sa skomplikowane, jest duzo bocznych sciezek i mozna zabladzic, jasne... Szlak rozwidla sie, prosto ladna sciezka lekko w dol, w lewo stromo i wasko pod gore. Wybieramy wariant trudniejszy:)
Dziarsko wiec napieramy, po okolo godzinie orientujemy sie, ze szlak usiany czerwonymi choragiewkami prowadzi na pobliski szczyt. Ogladajac sie za siebie widzimy daleko pod nami Bac Ha. Piekna panorama:) A co przed nami? Pasace sie byki. Na nasz widok przestaly rzuc trawe i patrza sie na nas spode lba. I co teraz? Jakos bokiem przeszlismy, zeby znalezc sie za nimi. Ostatnie juz podejscie na szczyt, dosc stromo i ziemia osuwa nam sie spod nog. Latwo nie jest. Na samej gorze wbita jest flaga narodowa Wietnamu. Do wierzcholka zostalo nam tylko 10 metrow. Ogladamy sie znow za siebie i robi nam sie slabo, kurde wysoko! Dalej nie wchodzimy, zbyt niebezpiecznie przez jeszcze wieksze nachylenie i ten osuwajacy sie piach. Jedno potkniecie i ladujemy kilkaset metrow nizej. Tak wiec szczyt prawie zdobyty, rozsadek wzial gore. Schodzimy w dol, uwazajac by nie zjechac na piachu, bykow juz nie ma wiec fajnie jest. No niezupelnie, bo za chwile okazuje sie, ze te wielkie rogate samce znalazly sobie smaczniejsza trawke troche ponizej. Centralnie na naszej sciezce... Wolnym krokiem przeszlismy troche bokiem ale calkiem blisko wielkiego byka, ktory caly czas swoje slepia mial wlepione w nas. Zdawalismy sobie sprawe, ze jakby co, to nie mamy szans... Nie mam zadnej dobrej fotografii byka, nie mialem do tego glowy, mialem za to kilo w gaciach i oczyma wyobrazni widzialem nas jak uciekamy przed tym zwierzakiem. Zestrachalismy sie. To nie bylo zbyt rozwazne...

w dole Bac Ha, a my w drodze na szczyt

jakos ominelismy to mile towarzystwo

stromo dosc i piaszczyscie

tu wlasnie dalismy sobie spokoj

juz w drodze na dol, zaraz spotkamy byka

tam bylismy, to ta gora posrodku:)

2 komentarze:

Galford pisze...

Te trampki to fajne na wspinaczkę ;)
Pozdrawiam.

marek pisze...

No najlepsze;) Nasz caly dobytek to plecak, ktory wazy 15kg, jakbym wyrzucil wszystkie swoje ciuchy, to pewnie znalazloby sie miejsce na prawdziwe gorskie buty:) Pozdrawiam.

Prześlij komentarz