sobota, 6 marca 2010

Kraina ludzi charkajacych - Dzien 51

Pociag zatrzymal sie na stacji docelowej o 4.30 nad ranem. Ciemna chlodna noc, pelno naganiaczy co to moga zawiezc nas tam gdzie chcemy za 30 dolarow, nie dziekuje, my idziemy dalej. Trzy minuty marszu i jestesmy na stacji autobusowej. O 6.30 odjazd, koszt w sumie niecale 4 dolary. Podroz trwa dwie godziny, duzo tubylcow, kreta droga pod gore prowadzi nas do Bac Ha. Widoki przepiekne. Chlodne gorskie powietrze o poranku, przejrzyste niebie. Dobra, na dzis koniec opisow przyrody, widoczki mamy super, ale widoczki to nie wszystko.
Nie podoba nam sie tu. Ludzie sa okropni. Na kazdym kroku oszukuja, klamia w zywe oczy, mowia to co chcemy uslyszec. Rozumiem raz zdzierzyc taka sytuacje, ale zeby tak caly czas? Oni nie potrafia zarobic na turystach, potrafia za to oklamac i zedrzec kase nie oferujac nic w zamian. Na przyklad po obiedzie chcialem zostawic napiwek a dziewczyna po prostu bezczelnie nie wydala mi reszty. Obiad kosztowal 148tys, ja daje jej 200tys, a ona zninknela i cisza. Chcialem zaokraglic do 170tys, ale po czyms takim!?
Teraz gdy mamy porownanie widzimy ogromna roznice miedzy tajami a wietnamczykami. Tajowie sa estetami, zawsze czysci, schludnie ubrani. W najtanszych barach moze skromnie ale stoly przecierane co chwila mokra szmatka. Naczynia myte biezaca woda.
A tutaj? Ludzie sraja i sikaja na ulicy, i nie ma znaczenia czy jest to centrum Hanoi czy wioska daleko na polnocy. Chociaz jest mala roznica, tutaj w Bac Ha wszyscy charkaja i smarkaja prosto pod siebie (nalecialosc z Chin).
Specjalnie wyjechalismy z duzego miasta i pojechalismy nie do Sapy (popularnosc cos na ksztalt Zakopanego), tylko do Bac Ha, czyli nieturystycznej malej miejscowosci. Ale roznic na plus nie ma. Sa tylko wrazenia negatywne. Wietnamczycy maja inny styl bycia, popychaja sie nawzajem, daja kopniaki, traktuja sie nawzajem jak traktuje sie upierdliwego kundla. Siedza na mikro stoleczkach i jedza praktycznie z brudnej ziemi. Przykro mi to mowic, ale to syfiarze. Albo obcinaja wlosy na ulicy, ok. Ale zeby tego pozniej nie posprzatac? Walaja sie pozniej takie klaki pomieszane z charami. Meldujemy sie w hotelu, z zewnatrz wypasiony, pokoj przestronny i ladny, lozka z baldachimami. Dorotka sprawdza lozko, a tam czyjes wlosy, na drugim przescieradle slady krwi. Kobieta tylko trzepnela reka i po sprawie. Trzeba bylo ja pogonic, zeby zmienila posciel na czysta. Zmienila przescieradla i zadowolona, a my na to "koldre rowniez", zaczela cos mruczec pod nosem, ale zrobila to co chcielismy. Wiecie jakie dostalem mydlo? W pudeleczku otwartm oczywiscie, a na mydelku? Wlosy lonowe, super, co? Pierwsza nasza mysla bylo "spadamy z tego hotelu", ale po krotkim przemysleniu sytuacji stwierdzilismy, ze gdzie indziej pewnie bedzie tak samo.

Reasumujac, taka kultura, oni nie chca dac sie poznac, sa zamknieci na innych ludzi, a my nie bedziemy sie narzucac. Naprawde, ten caly syf bylby dla nas niewidoczny, gdyby ludzie byli inni. Pragne podkreslic, ze nie chodzi mi o sposob w jaki oni sie zachowuja, to jest inna kultura i chcemy ja poznac na ile to mozliwe, staramy sie byc empatyczni i mili, ale nie mozemy zniesc oklamywania nas, okradania i oszukiwania na kazdym kroku. Niemniej jednak ich sposob bycia kumuluje sie z naszymi negatywnymi doswiadczeniami i wszystko to naklada sie na siebie tworzac obraz. Obraz ktory mowi "zmieniamy rezerwacje i lecimy do Tajlandii".

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Uciekajcie stamtąd!!! Oszukańcom, Kłamcom, Brudasom mówimy stanowcze NIE!!!
Wracajcie do ludzi Życzliwych, Uśmiechniętych i Otwartych :)
Buziaki***
Ola R.

Prześlij komentarz