poniedziałek, 1 lutego 2010

Jedziemy dalej - Dzien 18

Juz nam sie nie chce siedziec w jednym miejscu, pieknie tu, zobaczylismy sporo atrakcji, moze nie wszystkie, lecz nam wystarczy. Poza tym malo tu slonca...
O godzinie 15.00 ruszyl autobus, ktory zawiezie nas do Ipoh. Zatykajace sie uszy sa oznaka zmiany wysokosci. Wszyscy sobie drzemkujemy. Po dwoch godzinach docieramy do celu. Na stacje kolejowa musimy dojechac jeszcze miejscowym rozklekotanym busem. Jest folklor, bo sa sami tubylcy a my oprocz naszego standardowego wyposazenia, czyli dwoch plecakow, nosidla, wozka no i Maksia mamy jeszcze ogromna paczke pieluch wielkosci walizki (a co, promocja byla) i kilka reklamowek z zarciem. Dobra, mamy juz bilet do Hat Yai, na 1 w nocy. Cos trzeba robic, wiec idziemy na miasto, przekasic male co nie co i rozejrzec sie po okolicy. Zero turystow, ludzie patrza sie na nas jakbysmy co najmniej z ksiezyca spadli. Maksio wyrobil sie i macha do wszystkich jak leci sprzedajac usmiechy. Jest dziwnie i smiesznie. Nie mozemy znalezc nic lokalnego do jedzenia, szukamy i szukamy, az w koncu wujek Ronald przygarnal nas. Big Mac ratuje nam zycie. Powloczylismy sie troche po centrum i wrocilismy na stacje. Maks rzuca pilka z dwoma chinkami, a my ucinamy sobie pogawedke z amerykanska para jadaca z plecakami przez Azje.
Czekamy wiec na ten nocny pociag. Nastepny przystanek Hat Yai w Tajlandii, przyjazd mamy na 9.35. Pozniej jakis transport do Songkhla - zobaczymy jak tam jest. Taki przynajmniej jest wstepny plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz