niedziela, 28 lutego 2010

Wodospady Erawan i jaskinia Pra That - Dzien 45

Alez dzis byla przygoda, ale moze wszystko po kolei:) Zaraz po sniadanku ruszylismy na stacje autobusowa. Stamtad pojechalismy do wodospadow Erawan oddalonych od Kanchanaburi o 80km. Pisze wodospadow, bo jest ich siedem poziomow, wielkich kaskad wodnych i tarasow z przezroczysto-zielonkawa woda. Z wywieszonymi ozorami doszlismy na sama gore. Dokonalismy tego w klapkach:) Co uwazam za niezly nawet wyczyn;) Na siodmym poziomie postanowilismy wziac kapiel w lodowatej wodzie, po takim marszu w upale pod gore byla to sama przyjemnosc. Sceneria jak z bajki, pieknie:))) Nasz Titosz, choc wargi trzesly mu sie z zimna, to nie chcial wyjsc:))) Bylo dosc sporo ludzi, bo tajowie wybieraja to miejsce na weekendowy wypoczynek.
Okolo 12km od wodospadow znajduje sie jaskinia Pra That, taksowkarz, z racji tego, ze nie ma tam komunikacji publicznej, zaspiewal sobie 600B, wiec zasmialismy sie tylko i poszlismy przed siebie. Bo my oczywiscie najmadrzejsi, facet mowi, ze to wysoko w gorach, ze droga zla itp. I tu sie zaczela zabawa w lapanie stopa:) Do glownej drogi podwiozl nas woz policyjny. Pozniej zabrala nas tajska rodzina. Facet podwiozl nas swoim pickupem 10km, ale jakie 10km! Jechalismy okolo 40 minut, czesto po 10km/h, po dziurach, stromo pod gore, szybciej juz bym tam wbiegl... Wtedy przypomnielismy sobie slowa taksiarzy. No wiec jechal ten dobry czlowiek taki kawal specjalnie dla nas i nic pozniej nie chcial w zamian, naprawde dobrzy ludzie sa jeszcze na tym swiecie. Nawiasem mowiac bylo to malzenstwo z trzyletnia corkeczka, wiec znow nasz syn nawiazywal miedzynarodowe znajomosci. Dziewczynka powtarzala po Maksiu polskie slowa i na odwrot:) No wiec jak juz wysadzili nas trzeba bylo jeszcze z pol godziny pomaszerowac. Robilo sie juz cieplo, bo jakinia podobno otwarta jest do 16.00 a byla juz 15.50. Te ostatnie dwa kilometry prawie bieglismy polna droga. Ale dotarlismy jakos. Ale niee... nie byl to koniec naszego marszu, bo trzeba bylo jeszcze zapierdzielac 15 minut schodami ostro pod gore... Dorotka miala mroczki przed oczyma a ja bylem caly zlany potem - doslownie.
Jaskinia Pra That jest piekna, ogromna, majestatyczna i zadziwiajaca. Bylo to warte takiego wysilku. Przewodnik tez dobry czlowiek, pomimo, ze bylo juz po 16 zapalil lampe naftowa i oprowadzil nas po jaskini.
Okolo 17 znow zlapalismy stopa, i to jakiego! Rodzinka tajska zabrala nas na pake. No i te kamienista i wyboista droga zjezdzalismy w dol, w wielkich tumanach kurzu, podskakiwalismy tak, ze nas tylki bolaly. Tak oto dotarlismy do drogi glownej. Wedlug moich informacji ostatni autobus do Kanchanaburi odjezdza o 18, ale nie... miejscowi szybko wyprowadzili nas z bledu. Ostatni odjechal o 16.00... no wiec czekamy na glownej drodze z wyciagniete reka.. w przeciagu jednej minuty zatrzymal sie pickup i zabral nas na pake (huraaa!). I tak dotarlismy juz spowrotem do Kanchanaburi. 80km jazdy na pace, droga szybkiego ruchu, super sprawa, goracy wiatr owiewal nas okrutnie a Maksio zasnal sobie w objeciach Dorotki. Nie wiem skad, ale kocham cos takiego, twardo w tylek, dupa boli ze hej, niewygodnie, ale moge tak jechac godzinami. Ma to swoj niepowtarzalny urok. Dorotka rowniez byla w siodmym niebie:)))
To byl jeden z lepszych dni jak dotad, sponiewieralismy sie niesamowicie, bo tempo marszu mielismy spore, ale bylo super:)))

























3 komentarze:

Mama G pisze...

Przepiękne wodospady wyobrażam sobie jak musiało być wam miło ochłodzić się w wodzie po tak dużym wysiłku.Dzięki za piękne zdjęcia,które w dużym stopniu obrazują Wasze przygody.Całuski!!!pa,pa ,pa 102!MAMA G

Anonimowy pisze...

Widoki przepiękne,jak sobie pomyśle ile przemaszerowaliście,to mnie nogi bolą haha.Z drugiej strony na zdjęciach widać ,ze warto było.Co do propozycji wspólnego wyjazdu,bardzo dziękuje,muszę to przemyśleć.Na koniec mam pytanie ,jak Max funkcjonuje jeżeli chodzi o pieluchy ,wola już sam?,czy jeszcze nie.Pozdrawiam Hanka

marek pisze...

Oj warto bylo po stokroc:) A jesli chodzi o pieluchy, to jestesmy z niego dumni, bo juz potrafi czasem na zawolanie zrobic siusiu, choc pieluch normalnie jeszcze uzywa. Pozdrawiam:)

Prześlij komentarz