niedziela, 14 lutego 2010

Szczesliwego Nowego Roku! - Dzien 31

Znow zrobilam Mankowi wolne od pisania bloga, teraz to ja napisze pare slow:)
Od rana trwaly przygotowania do Chinskiego Nowego Roku, choc uroczystosci odbywaja sie od wielu dni to 13 i 14 luty to ten najwazniejszy czas. Pierwszego dnia sa modly (picie i zarcie-jednym slowem impreza) a drugiego tajowie wyruszaja na zakupy. Tak wiec od rana slychac bylo wybuchy, sa to cale zwoje krotkich petard, ktore zawieszaja przed domami i odpalaja wlasnie rano. Z wszystkich stron slychac bylo serie jak z karabinow maszynowych. Musze wspomniec tez o wystroju ogrodow, bram do domow i pomieszczen. Wszedzie porozwieszane sa lampiony, transparenty " happy new year" itp. Kroluje kolor czerwony. Potem nastepuja przygotowania do wyzerki. My zostalismy zaproszeni na impreze do naszych wlascicieli hotelu do ogrodu. Stoly uginaly sie od jedzenia i atmosfera byla super. Maksio mial adoratorow, opiekunow, kazdy chcial sie z nim bawic i zajmowac sie nim. Byl w siodmym niebie a i my mielismy caly wieczor wolny :)
Poza tym nasz hotel z reguly jest pusty, ale od jakiegos czasu naszymi sasiadami jest para niemcow. Bardzo pozytywni ludzie, na oko wygladaja na 70 dych. Podrozuja wedlug przewodnika, ktory od dobrych paru lat jest nieaktualny ale co tam :)
Korzystajac z sytuacji, ze ja pisze posta moze dodam pare slow o Maksiu. Nasz syn zostanie chyba maratonczykiem... Codziennie przebiega conajmniej z 2 km i jak tak biegnie przed siebie to po jakims czasie chcemy go wlozyc do wozka, ale on sie wscieka i caly wygina. Puszczamy go wiec a on biegnie jak w transie i cieszy sie :)
Dodam tez, ze Maksio wody boi sie jak ognia i zaciagnac go do morza jest bardzo trudno. Pomimo iz kupujemy mu rozne zabawki (ostatnio wypasiona kaczke-kolo do plywania z dwoma dziurami na nogi)najlepiej czuje sie na suchym piasku. Jesli ma ktos pomysl jak to zmienic to czekamy na propozycje.
Uporalismy sie w koncu z katarem, ktory przyplatal sie jeszcze w KL. Nie moglismy sie go pozbyc pomimo lekow z apteki. Dopiero w Hat Yai poszlismy do kolejnej apteki i farmaceutka zrobila wywiad i odrazu stwierdzila, ze to infekcja i przepisala odpowiednie leki. Cieszymy sie, ze w koncu Maksiu nie jest zasmarkany i zapyzialy ;)
Ogolnie zycie plynie na luzie. Spedzamy sobie czas bezstresowo:)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dorka fantastyczny ten wasz blog! Czytam codziennie, tylko pisac moge rzadziej tzn gdy Franek spi, ale to nie zdzarza sie czesto! Usciski dla Was, super ta Wasza podróż! duśka

Prześlij komentarz