sobota, 20 lutego 2010

Na zewnatrz tacy sami... - Dzien 38

Niemal wszystkie dziewuchy maja tu takie ladne biale zwiewne sukienki albo bluzeczki, co by to bardziej nikla opalenizne podkreslic. Dorotka tez takie cos chciala, ale juz nie, po co wygladac tak jak wszyscy? Najlepsze jest to, ze moja Kobieta w krotkiej spodniczce i bluzce na ramiaczkach czuje sie tutaj jak dziewica zakonnica, bo bialaski chodza w samych strojach kapielowych. W tym samym ubraniu, tyle ze w Songkhla czula sie jak dziwka z Bangkoku. Bo wszystkie takie poubierane byly...
Tak sobie chodzimy, biali posrod bialych, ale juz czujemy sie jak odmiency, my tu nie nalezymy... Oni wszyscy zaraz wroca do swoich domow. A nasz swiat jest tu i teraz. W nieustajacej podrozy. I niczym sie nie wyrozniamy, pelno tu rodzin z malymi dziecmi. A wozek z dwulatkiem widzimy co chwila.
Zeby to zobrazowac opisze pewna sytuacje. Na wstepie powiem, ze bardzo czesto zywimy sie w restauracjach europejskich, ale rownie czesto jemy tam gdzie miejscowi, mniej wiecej pol na pol. No wiec chcielismy cos zjesc, idziemy glowna ulica i rozgladamy sie za czyms ciekawym. Po jednej stronie ulicy jest mnostwo barow i restauracji pelnych turystow. Po drugiej stronie prawie nic, zarosla jakies tylko, jednak za chwile ukazuje nam sie maly skromny bar gdzie siedzi kilku tajow. Ucieszeni wiec kierujemy tam swoje kroki. Wlasciciel przyjal nas dosc niemilo, moze pomyslal ze zblazowani turysci maja jakas fanaberie albo lokale im sie pomylily. Jednak gdy zobaczyl, jak zajadam z Maksiem zupe z kurczakiem i makaronem uzywajac paleczek i specjalnej krotkiej lyzki to rozchmurzyl sie, zaczal sie smiac i zrobilo sie bardzo sympatycznie. A przeciez my od poczatku zywimy sie w takich barach, a tutaj widocznie turysci nie odwiedzaja takich knajpek.
A jak wyglada to miejsce, gdzie teraz jestesmy? Oczywiscie upal, raj, plaza, super i w ogole. Ale mi chodzi o ludzi. Tajow jest tu jak na lekarstwo, sa tu tylko w pracy zeby uslugiwac turystom, taksowkarze, sprzedawcy, kelnerzy itp. Nie ma tu Swiatyn, tylko ekstra eleganckie drogie hotele rozciagniete wzdluz plazy. Do tego cala masa sklepow, restauracji, kafejek, barow, biur podrozy. Nie tu zwyczajnego tajskiego zycia. Podobno w kwietniu, czyli po sezonie zywej duszy tu nie ma.
My nie zabawimy tu dlugo, po pierwsze takie miejsca nie sa dla nas, a po drugie nie stac nas na to, zeby zostac tu dluzej. Dobrze, ze tu przybylismy. Mamy teraz porownanie. Lepiej wiemy czego chcemy:)
Maks macha wszystkim, ale malo kto mu odmachuje. Smutne to dla nas... Myslelismy, ze nasz syn bedzie mial sie z kim bawic na plazy, a tu zonk. Wszystkie dzieciaki gdzies sie pochowaly, przechadzaja sie po ulicy z rodzicami, ale na plaze juz nie zagladaja. Pochowali sie chyba po tych resortach.
Poza tym strach przechodzic tu przez ulice, bo sami biali jezdza na motorach, a my ludzie z Europy nie mamy tego specyficznego wyczucia ruchu drogowego;) No co, sam sobie bym nie ufal;)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hey, ciesze się że u Was wszystko dobrze! Widziałam filmik, wyglądacie świetnie a Maksio rośnie w oczach:) Pozdrowienia śle i buziaki:* Krzysiek teraz jest w pracy ale pewnie dołącza się do mojej wiadomości. Powodzenia SylwiaS:)

Prześlij komentarz