niedziela, 10 lutego 2013

Jak nie wysiadać z pociągu...? - dzień 61

odpowiedź: "gdy ten już zaczyna jechać". Ale o tym później.
Ciekawa noc. Budzę się co chwila, ciężko jest spać w konfiguracji dorosły+dziecko na jednej wąskiej pryczy. Jakoś te stuk puk męczące jest. Zamieniamy się z Dorotką kilka razy, raz śpię z Maksiem a raz z Gabrysiem. O zdrowym nieprzerwanym śnie nie ma mowy. Po kilku godzinach, które dla mnie wydają się chwilą dzwoni budzik, no i dzwoni, i dzwoni. Ja uparcie klikam opcję drzemki (Krysia, nie piję z Tobą więcej rumu!) W końcu zwlekamy się. Pytam się jakiegoś gościa kiedy dojedziemy na stację Kannur, bo według moich obliczeń zaraz powinniśmy tam być. Tak sobie wymyśliłem, że jak pociąg miał opóźnienie wieczorem, to następnego dnia też powinien mieć. Jakoś nie wziąłem pod uwagę tego, że w nocy można nadrobić owe spóźnienie. No i tenże gościu robi zdziwione oczka i stwierdza, że ta stacja już była.
No więc szybka analiza sytuacji, na tyle szybka na ile pozwalają nam nasze zaspane umysły. Myślimy co by tu zrobić. Stoimy jak te cielaki i myślimy usilnie dalej, podczas gdy pociąg zwalnia i zatrzymuje się na następnej stacji. Nagle ja wpadam na pomysł: wysiadamy! Przecież jechaliśmy tylko pół godziny, znajdziemy jakiś transport żeby z powrotem znaleźć się w Kannur! Pociąg ciągle stoi, Dorotka wyraża dezaprobatę dla tego pomysłu. Ja jednak zaczynam działać, i to szybko. Chwytam plecak i ciskam nim na peron (szczęście, że mamy pierwszy przedział w wagonie, czyli blisko drzwi). Chwytam drugi plecak i wystawiam Maksa. Moja żona już ruszyła z kopyta i podaje mi Gabrysia. W tym samym momencie pociąg rusza... i nagle wszystko zaczyna dziać się jakby w zwolnionym tempie. Odbieram od Dorotki zbitkę naszych rzeczy, ciuchów, które zgarnęła jednym ruchem. Ja z dziećmi, plecakami i bliżej nieokreśloną całą resztą bambetli jestem na peronie, natomiast moja wybranka znika w drzwiach pociągu na 5 sekund. Zbyt długie pięć sekund. W końcu pojawia się, rzuca wózek na peron i sama skacze...
Wpatrujemy się w znikający za zakrętem pociąg. Ja jeszcze się trzęsę, na 100% nie potrzebuję już kawy, żeby się obudzić. Adrenalina jest lepsza. Spoglądam na Dorotkę, też się trzęsie. Uśmiechamy się do siebie bez słowa. Zaraz jednak zaczynamy liczyć straty. Na chwilę obecną stwierdzamy brak jednego polarowego kocyka z Qatar Airways. Da się przeżyć, zwłaszcza, że jest tu dużo cieplej niż na Goa.
Pytamy się o pociąg, jakikolwiek, który jedzie w przeciwnym kierunku. Mamy szczęście, bo podjeżdża za 10 minut. Przełazimy na przeciwległy peron.
Czy muszę wspominać, że ludzie gapią się na nas, bo jesteśmy lokalną atrakcją? No bo proszę sobie wyobrazić rodzinę czarnoskórych wypadających z pociągu i wyrzucających w popłochu plecaki w jakiejś wiosce w Polsce. Tak odrealniona sytuacja, że przez to komiczna:)
Kupujemy banany smażone w cieście, smaczne, świeżutkie. Zajadamy się. W międzyczasie podjeżdża ciuchcia z wagonami (bo ile można używać słowa "pociąg" w jednym poście?). Ładujemy się do tego z najtańszej klasy. Na pierwszy rzut oka nie ma miejsca dla nas, jednak hindusi jakoś tak się kompresują i przesiadają, że nagle mamy gdzie usiąść. Bardzo miło i sympatycznie. Tutaj uśmiech nic nie kosztuje.
Podróż trwa około godziny, ponieważ zatrzymujemy się w każdej wiosce. A bilet? No kto by się przejmował czymś tak mało istotnym? To tylko godzina jazdy:) A tak w ogóle to kolej indyjska jest nam jeszcze dłużna, bo i tak wysiedliśmy w połowie drogi mając bilet do Varkali, czyli na samo południe. Taka moja pokrętna logika.
Dlaczego właściwie miejscowość Kannur? Co jest w niej wyjątkowego? W sumie nic takiego, jest w połowie drogi, ale po zrobieniu małego researchu (analiza trasy pociągu i googlowanie miast) okazało się, że warto byłoby tam zatrzymać się na kilka dni. Nie chcieliśmy od razu przenieść się na samo południe. Mieliśmy ochotę zobaczyć co jest po drodze.
Zobaczyć więcej.
I jak wygląda miejsce w którym teraz się znaleźliśmy?
Zapraszam do czytania jutro:)


smażony banan w cieście na śniadanko

2 komentarze:

Kafi pisze...

o rajusiu... To niezłą przygodę mieliście. Dobrze, że cali i zdrowi w komplecie jesteście. Czekamy na więcej :)

marek pisze...

Więcej wyskakiwania z pociągów? Wolałbym nie szczerze mówiąc;) A na marginesie jest tu mega gorąco, nie ma czym oddychać, na Goa to był chłodek:)
Pozdrawiamy serdecznie z Kerali

Prześlij komentarz