sobota, 23 stycznia 2010

Dorotka pisze - Dzien 9

Dzisiejszy post pisze ja, Dorota. Wyslalam Manka na urlop, zeby za szybko sie nie wypalil ;) Nie wiem od czego zaczac bo uzbieralo sie troche smiesznych sytuacji, ktorych Maniek nie opisal oraz te z wczorajszego dnia.Pewnie bedzie troche chaotycznie :)
Zaczynajac od poczatku lot do Kuala Lumpur przezylismy naprawde spokojnie, nawet sie wszyscy wmiare wyspalismy. Najtrudniejszy jak do tej pory byl transport z i na lotnisko w KL. Autobus jechal naprawde z zawrotna predkoscia.Ja siedzialam po jednej stronie a Maniek po drugiej a nasz syn wymyslil sobie zabawe..jak byl u mnie to darl sie TATA, TATA wiec na "raz dwa trzy" przerzucalam go do Marka wtedy Maksio wyciagal rece w moim kierunku i wolal MAMA,MAMA i nic tylko skok spowrotem do mnie i tak moglby przez godzine. Naprawde wykanczajce fizycznie i nerwowo. Kontynuujac watek o transporcie musze wspomniec lot na Langkawi. Ledwo co samolot oderwal sie od ziemi jak zaczal rozprzestrzeniac sie siwy dym.wydobywal sie z lukow bagazowych, sufitu, okien wtedy Maniek spojrzal na mnie i powiedzial:
-Wiesz Myszka obojetnie co sie wydarzy, pamietaj, ze Cie kocham..
Zreszta potem okazalo sie, ze to nic takiego, ale wysiadamy z samolotu i mowie do niego:
D-Wiesz, to bylo bardzo mile
M- ale co?
D-no to wyznanie
M- czlowiek w chwili zagroznia mowi rozne glupty..
Kurcze, pokochalam takiego wariata ;)
W stolicy Maksio co chwile byl napastowany przez ludzi. Faceci i kobiety caly czas zygali do niego, machali i gadali po swojemu. Czasem nawet bylo mi go zal, ze co 5 min ktos go glaskal, szturchal, ciagnal za nozke itp ale jemu to chyba nie przeszkadzalo bo usmiechal sie szczerze a czasem i sam zaczepial. Tutaj ma w miare spokoj, bo bialych dzieci jest kilkoro, wiec nikt nie jest bardzo natarczywy ale norma jest, ze dostaje ciastka i owoce od obcych ludzi. Wszyscy bardzo, ale to bardzo sa mili.
Tak jak juz Maniek wczesniej wspomnial, brak jest jakichkolwiek sloiczkow-obiadkow. To dla nas byl szok i nie dowiezalismy wiec zrobilismy rajd po supermarketach. O sloikach dla niemowlat nikt nie slyszal a na pytania co jedza takie male dzieci malezyjczycy wzruszaja ramionami i mowia, ze ryz (no w sumie wiadome glupie pytanie, nie?!). Spotkalismy rowniez brytyjczykow z roczna dziewczynka ich tez zapytalismy czym mala sie zywi. Odpowiedzieli, ze je wszystko ale glownie frytki :)) Dodam tylko, ze przez pierwsze kilka dni byl to dla nas ogromny stres i problem bo malezyjskie jedzenie jest potwornie ostre i pomimo iz prosilismy o dania lagodne nie dalo sie tego zjesc. Mielismy sytuacje, ze Maksio glodny czekal na przyklad na zupke, wyrywal sie do pierwszej lyzki a potem.. Nie dalo sie tego przelknac i co tu robic? Ja wpadalam w panike, sa to sytuuacje dla nas stresujace, ale na szczescie juz bardzo rzadkie. Powoli dochodzimy do rownowagi. Maksio zaczyna zajadac sie lagodnymi zupkami z ryzem i kurczakiem w tajskiej restauracji, wiec jest ok.
Maniek nie wspomnial wczesniej, ze naszymi sasiadami z naprzeciwka sa rodacy, Asia i Marcin. Spedzamy razem sporo czasu i jest calkiem przyjemnie;) Wczoraj w czworke wypozyczylismy dwa motory. Maksio jechal w chuscie pomiedzy mna a Mankiem i chyba bylo mu dobrze bo drzemal sobie w najlepsze. Pojechalismy w glab wyspy, gdzie wylonily nam sie wspaniale widoki.Dojechalismy na polnoc, gdzie znajduja sie ladne plaze ale sa tam same ekskluzywne hotele, wiec rada dla podroznikow odwiedzajacych ta wyspe jest taka, ze na Cenang Beach jest duzy wybor i relatywnie tanich noclegow, na zachodzie i polnocy wypas. Odwiedzilismy farme krokodyli, pani w okienku kasowym powiedziala, ze maja ok 2 tysiace krokodyli. Wstep 15 RM ale warto bylo, zalapalismy sie na karmienie gadziorow. Troche pod turystow, ale bylo ok.
Pozniej wieczorem spotkalismy sie na piwku z sympatycznymi artystami, Tomkiem i Mateuszem.
Reasumujac dni nam plyna spokojnie a najwazniejsze, ze my jestesmy szczesliwi i Maks tez.
PS. Witamy na swiecie Franka, gratulacje:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz