Dziś nasze czerwone jak ogień Suzuki wiezie nas na małą wycieczkę:) 18km spokojnej jazdy za miasto i jesteśmy na miejscu. Parkujemy maszynę i ruszamy na mały trekking. Godzinka pod górę, Maksio dzielnie daje radę, idzie sam całą trasę. Uwielbiamy tak chodzić, bo oprócz plażowania kochamy także góry:)
Czas mija nam spokojnie, bo po drodze trzeba pomoczyć kijek w strumyku, bo z liścia trzeba zrobić parasolkę, bo robaczek idzie sobie ścieżką... itp itd...
Niespodziewanie naszym oczom ukazuję się wodospad Khun Kon, wszyscy jesteśmy zachwyceni, ale Maks chyba najbardziej! Miło spędzamy tam czas taplając się w lodowatej wodzie. Po marszu jesteśmy nieźle zgrzani, więc taka kąpiel jest czystą przyjemnością.
A jutro znów ruszamy przed siebie, tym razem na południe Tajlandii. Czeka nas dłuuuga droga.
>> WODOSPAD NIE NIAGARA <<
Czas mija nam spokojnie, bo po drodze trzeba pomoczyć kijek w strumyku, bo z liścia trzeba zrobić parasolkę, bo robaczek idzie sobie ścieżką... itp itd...
Niespodziewanie naszym oczom ukazuję się wodospad Khun Kon, wszyscy jesteśmy zachwyceni, ale Maks chyba najbardziej! Miło spędzamy tam czas taplając się w lodowatej wodzie. Po marszu jesteśmy nieźle zgrzani, więc taka kąpiel jest czystą przyjemnością.
A jutro znów ruszamy przed siebie, tym razem na południe Tajlandii. Czeka nas dłuuuga droga.
ANIOŁEK
kąpiel w lodowatej wodzie
Khun Kon Waterfall
łowienie rybek w górskim strumyczku
cała familia w komplecie, szkoda, że nie mamy operatora kamery, byłby kilkuminutowy film o tym, jak Mańki próbują wejść na kawałek drzewa, my prawie posikaliśmy się ze śmiechu;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz