niedziela, 31 marca 2013

Lubimy Georgetown - dzień 109

Po długiej podróży dopłynęliśmy na Penang...

>> KTÓRĄ MOŻNA ZOBACZYĆ KLIKAJĄC TUTAJ <<


Oraz życzymy wszystkim miło spędzonych Świąt:)



piątek, 29 marca 2013

Żegnaj nam, Langkawi - dzień 108

Ostatni nasz dzień na plaży, chlip chlip... Tak oto spędzony:

>> RELACJA WIDEŁO <<





czwartek, 28 marca 2013

Motorówką na trzy wyspy - dzień 107

Na dziś zaplanowaliśmy małą wycieczkę. Świadomie i z rozmysłem wybraliśmy 4-godzinne pływanie pomiędzy wysepkami. Oczywiście były różne inne opcje zapewniające rozrywkę na cały dzień, lecz wiedzieliśmy, że dla naszych chłopców nie będzie to przyjemność. Są za mali na długie wycieczki. Chcieliśmy czegoś na szybko i jakby z doskoku. No i właśnie taka opcja 4-godzinna wydawała się w sam raz.

O 9 rano stawiliśmy się pod biurem podróży, mini bus zabrał nas nad wybrzeże. Przesiadka do motorówki i hop hop hop na trzy wysepki.

Pierwsza wyspa: atrakcją była kąpiel w jeziorze, które znajduje się pośrodku wyspy.
Druga wyspa: karmienie orłów, koleżka z motorówki wysypał kawałki kurczaka do wody i odpłynął na małą odległość. Zleciało się kilka wielkich ptaszysk i niczym na filmie przyrodniczym szponami chwytało kawałki mięsa. W związku z tym, że mam super aparat fotograficzny nie można tej fascynującej sytuacji podziwiać na zdjęciach poniżej.
Trzecia wyspa to: ładna plaża, chillout, mała przekąska, soki i kawka:)

O 12.30 byliśmy już z powrotem. Szybko, zwięźle i na temat. Chłopaki byli wniebowzięci, zdążyli się zachwycić, lecz nie zdążyli znużyć się.
Podsumowując. Super spędzony dzień!

>> RELACJA WIDEO <<

płyniemy...

... na pierwszą wyspę...

... idziemy 20 minut, by znaleźć się...

 ... w jeziorku pośrodku wyspy!

byliśmy jedynymi białasami, reszta to turyści lokalni, no i oczywiście Koreańczycy

 i płyniemy dalej...

... orłów tu nie zobaczycie, ale inny kształt owszem. KTO WIDZI??


 i hop na trzecią wyspę! 

 zabawa i zabawa :)





środa, 27 marca 2013

Rozwiązanie konkursu - dzień 106

Bardzo dziękujemy wszystkim za wzięcie udziału. Wyniki podajemy w filmiku poniżej :)



wtorek, 26 marca 2013

Coraz bliżej końca - dzień 104 i 105

Już cztery razy zmienialiśmy pokój w przeciągu sześciu dni. Związane jest to z dużym napływem turystów, głównie miejscowych. A to ten pokój był wolny a to tamten, i tak nas przenoszą co chwila... ale nie narzekamy, bo miejscówka super - cena rozsądna, wifi, ciepła woda, klima i wyjście prosto na plażę:)

Ale chciałem o czymś napisać. Prawda jest taka, że prowadzenie tego bloga na chwilę obecną spada gdzieś na dół w naszej hierarchii. Dużą część dnia spędzamy w sposób tzw beztroski ciesząc się sobą nawzajem. Resztę czasu, gdy jesteśmy online, pochłaniają nas filmy. Kanał na youtube rozwija się i sprawia nam dużo radości. Jest to dla nas zupełnie nowe doświadczenie i przynosi nam sporo emocji. Tak więc jakoś nie chce mi się pisać. Zdjęć nawet robimy mało.

Wielkimi krokami zbliża się nasz powrót do Europy, długa droga przed nami. Więc staramy się wypocząć na zapas, o ile to logicznie możliwe. Trochę sobie nie potrafię wyobrazić zimnej Anglii i nas w japonkach... bo innego obuwia nie mamy!

Czujemy nieuchronność powrotu do angielskiej rzeczywistości, która nie jest naszą ulubioną, lecz jak na razie konieczną.

Napawamy się każdą chwilą...

>> CZARY MARY POKAŻ KŁY <<

>> BAYWATCH, ONI CIĄGLE BIEGNĄ <<

poniedziałek, 25 marca 2013

Rodzinka w komplecie - dzień 103

Co tu dużo gadać, lenimy się:)


Oddajemy się wielu przyjemnym rzeczom, w tym jedzeniu, jemy jemy i tyjemy haha, a więcej na temat naszego obżarstwa na filmiku poniżej:)



niedziela, 24 marca 2013

Kajakiem na wyspę - dzień 102

No dobra, koniec lenistwa! Czas ruszyć nasze tyłki! Bierzemy kajak i zatryniamy na wyspę, która jawi się gdzieś daleko na horyzoncie... Odległość oceniamy na ok 1 albo 2 kilometry, bo co to za różnica hahaha.
Ciężko było nam się zsynchronizować... Dorotka ma kiepskie obycie ze sportami wodnymi i ciągle trącaliśmy się wiosłami. Tysiąc razy powtarzałem:

- Najważniejszy jest rytm! Nie gub tempa! Prawa! Lewa!

Nie docierało...

W połowie drogi nastąpiło zwątpienie. Przestaliśmy wiosłować. Kajak kręcił się w kółko.

- Zawracajmy! Ja chcę zawracać! - krzyczał Maksio

No więc ja, kapitan Maniek, wziąłem sprawy w swoje ręce i zacząłem MACHAĆ OSTRO.
Szybko dotarliśmy na miejsce. Fajna, prawie pusta plaża (oprócz nas była para rosjan). Spokojnie, cicho i dziko.
Uczyłem chłopaków nurkowania, rafa zaczynała się już blisko brzegu. A ryby smyrały nas po nogach:)
Bardzo fajnie spędzony czas:)))

Zdjęcia mamy trochę szaro bure, ponieważ niebo było pochmurne, a poza tym nowy aparat z Bangkoku sprawdza się lepiej jako kamerka do vlogowania niż jako aparat do zdjęć.

>> TU KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ WSPANIAŁĄ RELACJĘ Z WYCIECZKI KAJAKOWEJ <<


 Gabryś drze się "buja! buja!"

 w tle za Gabrysiem jawi się cel naszej dzisiejszej wycieczki wodnej

 gotowość do drogi

 uczę chłopaków nurkowania:)

powaga musi być:)

piątek, 22 marca 2013

Leżaki słoneczne to my - dzień 101

Przez ostatnie trzy dni umordowaliśmy się wszyscy, spieszyliśmy się bardzo, jak nigdy:)
Ale cel został osiągnięty. Było warto!!!
Klarowna spokojna, gorąca woda. Biały piaseczek o miałkości mąki. To jest to, co Mańki lubią najbardziej:))) A Maniek Junior i Baby Maniek są w siódmym niebie;)))
Szaleństwu nie było końca...



 spacerek wieczorową porą


>> TU KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ WESOŁE PLUSKANIE SIĘ W WODZIE <<

czwartek, 21 marca 2013

Nadrabianie zaległości - dzień 98, 99 i 100

Oczywiście tych blogowych. No bo jak to zrobić, myślałem sobie. Myślałem, myślałem i wymyśliłem, a czasu miałem dużo.
Zrobię trzy w jednym, całkiem jak poranną kawę. Tyle, że w tym przypadku skurczę trzy dni do jednego i po sprawie...
Co się u nas działo? Otóż byliśmy w podróży. Od poniedziałku rano do środy wieczorem. Przebyliśmy całą Tajlandię od północy na samo południe, żeby dopłynąć promem na malezyjską wyspę. W sumie przemierzyliśmy ok 1900 km. Osiem środków transportu. Dwie noce w pociągu. Wiele godzin czekania na dworcu.
Po co to wszystko?
Żeby znaleźć się na cudownej (nie mylić z rajską, tę nazwę rezerwujemy sobie na Polinezję francuską) wyspie Langkawi.
Chłopaki naprawdę dzielnie znieśli podróż, byli bardzo zmęczeni, ale dali radę.
Teraz będziemy się przez tydzień chilloutować. Biały piaseczek, ciepła woda i takie tam:)





chłopaki zajadają mango w oczekiwaniu na prom

środa, 20 marca 2013

Pikny wodospad - dzień 97

Dziś nasze czerwone jak ogień Suzuki wiezie nas na małą wycieczkę:) 18km spokojnej jazdy za miasto i jesteśmy na miejscu. Parkujemy maszynę i ruszamy na mały trekking. Godzinka pod górę, Maksio dzielnie daje radę, idzie sam całą trasę. Uwielbiamy tak chodzić, bo oprócz plażowania kochamy także góry:)
Czas mija nam spokojnie, bo po drodze trzeba pomoczyć kijek w strumyku, bo z liścia trzeba zrobić parasolkę, bo robaczek idzie sobie ścieżką... itp itd...
Niespodziewanie naszym oczom ukazuję się wodospad Khun Kon, wszyscy jesteśmy zachwyceni, ale Maks chyba najbardziej! Miło spędzamy tam czas taplając się w lodowatej wodzie. Po marszu jesteśmy nieźle zgrzani, więc taka kąpiel jest czystą przyjemnością.
A jutro znów ruszamy przed siebie, tym razem na południe Tajlandii. Czeka nas dłuuuga droga.


 ANIOŁEK


 kąpiel w lodowatej wodzie

 Khun Kon Waterfall

 łowienie rybek w górskim strumyczku

cała familia w komplecie, szkoda, że nie mamy operatora kamery, byłby kilkuminutowy film o tym, jak Mańki próbują wejść na kawałek drzewa, my prawie posikaliśmy się ze śmiechu;)

>> WODOSPAD NIE NIAGARA <<


wtorek, 19 marca 2013

Maly konkurs - dzien 96

Kochani, z okazji tak pięknego dnia, okrągłej liczy 96 pragniemy ogłosić konkurs:) Jest to nasz pierwszy konkurs, który sami organizujemy, więc będzie ciekawie haha;)
Aby wziąć udział w zabawie... hmm oto zasady:)
- na naszym fanpage http://www.facebook.com/maniekdorotka my zamieszczamy link do filmu o konkursie
- wpis ten należy udostępnić na swoim profilu tudzież fanpage'u opisując naszą rodzinkę w najbardziej zwariowany, odjechany, kreatywny, śmieszny sposób
- dzięki temu będziemy dokładnie widzieć, kto bierze udział w konkursie, czyli liczba udostępnien równa się liczbie osób zgłoszonych do konkursu
- konkurs trwa do 25 marca, do północy czasu polskiego
- spośród wszystkich opisów (jeśli w ogóle ktoś z Was weźmie udział w zabawie) wybierzemy najbardziej śmieszny i pokręcony
- ogłoszenie zwycięzcy odbędzie się 27 marca wieczorem, na naszym profilu na fejsie oraz przekażemy informację na vlogu
- w konkursie może wziąć udział każdy, nie musisz być subskrybentem na youtube, ale miło by było gdybyś jednak był...;)
- do wygrania breloczek oraz pocztówka z miejsca, w którym aktualnie będziemy (a gdzie to jeszcze dokładnie nie wiemy;)
- zapraszamy serdecznie do zabawy:)

>> A TU KLIKNIJ ZEBY OBEJRZEC FILMIK O KONKURSIE <<


poniedziałek, 18 marca 2013

Plemię długich szyj (Karen) - dzień 95

Dzien zapowiadal sie ekscytujaco. Mielismy zamiar pojechac do wioski gdzie mieszka plemie Karen, slynne jest z tego, ze kobiety nosza na szyi metalowe obrecze. Kazdy gdzies o tym slyszal, widzial w tv lub czytal. Wiec zobaczyc to na wlasne oczy to jest cos.
Wyjechalismy z samego rana, bo droga byla przed nami dluga. Dotarcie tam nie jest wcale proste. Wiekszosc ludzi udaje sie tam z agencja turystyczna cala grupa. Widzielismy wyprzedzajace nas busy. Zanim jednak my sie tam dotoczylismy naszym skuterem Suzuki bylo juz pusto, czas zwiedzania skonczyl sie.
To co ujrzelismy na miejsc przybilo nas. Aura smutku jak na pogrzebie. W jednej chwili pragnelismy stamtad uciec. Wiedzielimy o tym, ze sa to uchodzcy z Birmy i ze nie moga wrocic do swojego kraju. Nie moga podjac legalnej pracy w Tajlandii. Nie maja wyjscia i sa zmuszone robic ten cyrk. Za wstep placi sie spore pieniadze, jednak ludzie z tej wioski nie widza tych pieniedzy... Mafia wszystko zabiera. Jedynym ich dochodem jest to, co uda im sie sprzedac, czyli szale, bizuteria, wlasne zdjecia i inne pamiatki.
W calej wiosce czuc smutek. Male dziewczynki czeka ten sam los, bo od piatego roku zycia zakladane sa im obrecze na szyje. Tam nic sie nie zmieni, nawet za wiele lat. Caly swiat o tym wie i nikt z tym nic nie zrobi. To straszne, ze na swiecie sa takie miejsca.
Niewolnictwo bez kajdanek, wiezienie bez krat.
Straszne.
A tacy jak my bedziemy tu przyjezdzac i robic fotki...








>> TU KLIKNIJ ABY OBEJRZEC FILM <<

sobota, 16 marca 2013

Niczym pałac królowej śniegu - dzień 94

Dziś postanowiliśmy wybrać się do Białej Świątyni (White Temple). Jest ona oddalona o 15km od Chiang Rai, więc relatywnie niedaleko. Na zdjęciach wygląda okazale, lecz na żywo miażdży!

 Wat Rong Khun

i nasza rodzinka:)


Herbatka rodzinna, rodzinna herbatka - dzień 93

Jesteśmy crazy, przemierzyliśmy ok 150km krętymi górskimi drogami. Skuterem.
By zobaczyć jak rośnie herbatka. Stali czytelnicy pamiętają, że oglądaliśmy już kiedyś takie widoki, jednak wtedy Maks był zbyt mały, by dobrze to pamiętać. A że teraz chłopak lubi parzyć sobie black tea, jak sam mówi, i ciekawy świata jest. To bardzo chciał się dowiedzieć, skąd bierze się herbata.

 buszujący w herbacie


 wizyta w małej, lokalnej fabryce herbaty, zero komercji pod turystę, pracownicy robili swoje a my mieliśmy okazję trochę podpatrzeć jak to wszystko wygląda

trzech muszkieterów, dwaj bardzo dzielni, przemierzyli góry i doliny, ani chwili nie narzekali, super mali podróżnicy!

Chciałem jeszcze dodać, że żadne zdjęcia ani filmy nie mogą oddać tego uczucia. Uczucia radości z jazdy przed siebie krętymi górskimi drogami. Z każdej strony powalały nas przepiękne widoki, co chwila musieliśmy zwolnić lub zatrzymać się, tak było PIĘKNIE!
Jeden z lepszych dni w naszej podróży, choć wieczorem byliśmy już nieźle wymięci.


czwartek, 14 marca 2013

środa, 13 marca 2013

Pięć godzin czekania - dzień 91

Jak przystało na prawdziwych turystów i doświadczonych podróżników nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że na autobus, który odjeżdża co pół godziny może nie być biletów. Hmm...
Dotoczyliśmy się z dworca kolejowego (dla nieuważnego czytelnika po całonocnej podróży z Bangkoku) na dworzec autobusowy. Byliśmy tam o 9.30 rano z przekonaniem, że tak około południa już będziemy w Chiang Rai.

- Poproszę trzy bilety na autobus do Chiang Rai - powiedziała Dorotka przy kasie biletowej
- O 15.00 może być? - pyta kasjerka
- A czy jest jakiś poranny? - dopytuje się moja żona
- Tak, jutro - odpowiada pani z uśmiechem


Tak więc mamy pięć godzin do odjazdu... co by tu robić? Jest gorąco, więc uciekamy do klimatyzowanej restauracji:) Wujek Ronald po raz kolejny podaje nam pomocną dłoń haha:)

A autobus się jeszcze skurczybyk spóźnił, więc gdy dojechaliśmy do Chiang Rai już się ściemniało. Na gwałt szukaliśmy noclegu, a ze zmęczenia i ogólnego nerwu to ze trzy razy wzięliśmy rozwód. Do tego wszystkiego w pierwszych trzech hotelach nie chcieli nas twierdząc, że nie mają pokoi dla rodzin z dziećmi.

Ale wszystko kończy się happy endem. Mamy fajny pokoik, taki full wypas za dobrą cenę. A na kolację idziemy na pyszną pizzę - była promocja kup jedną a drugą dostaniesz gratis - no głupi to ma zawsze szczęście.

>> TU KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ TANIEC DOROTKI W MC DONALDS <<


frytkowy wampir znów atakuje

wtorek, 12 marca 2013

Świątynie buddyjskie - dzień 90

Chyba zmienię nazwę bloga na "fotoblog", mamy kocioł i nie ma czasu. Jak mam do wyboru zwiedzać albo pisać bloga... to wiadomo co wybiorę haha;) A tak na poważnie to jesteśmy cały czas w ruchu. Poniżej wrzucam kilka fotek ze świątyń, które dziś odwiedziliśmy.
Dziś mamy pociąg nocny do Chiang Mai, więc już jutro będziemy w górach:)











>> TU KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ SUPER MEGA RELACJĘ KROPKA <<