wtorek, 25 grudnia 2012

Maks karmi małpki - dzień 14

Niedomagam. Dopadła mnie indyjska zemsta faraona, Maharadży XIV. Oddaję klawiaturę mojej szanownej małżonce.

a tutaj moje nieciekawe wytłumaczenie...

***

Jako, że Maniek choruje a Maks szaleje i rozpiera go energia, postanowiłam zrobić mu atrakcję w postaci karmienia małp w pewnej świątyni. Było to dla mnie podwójnie trudne gdyż po pierwsze nigdy wcześniej się z Mańkiem nie rozdzielaliśmy. Do tej pory najdalej doszłam rano za róg po mleko ;) teraz natomiast miałam sama wsiąść w tuk tuka i to jeszcze z dzieckiem. Po drugie szczerze nie znoszę tych wrednych małp i vice versa hehe. Jednak czego nie robi się dla dzieci. Po zakupie orzeszków dla wygłodniałych ssaków na szczęście napatoczył się pan, który bardzo chętnie za parę groszy zaoferował się, że potowarzyszy nam w drodze do świątyni i obroni ewentualnie przed agresywnymi małpami. Nie powiem, niezmiernie się ucieszyłam.
Maks nie bał się nic a nic. Karmił małpki z ręki, one skakały koło niego, to ja miałam chwilami strach w oczach;)

Zapraszam do fotorelacji:)
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz