wtorek, 27 września 2011

Borobudur i ogien (a raczej pot) z tylka - Dzien 14

Rano nic nam sie niechcialo.
Ale jakos po poludniu sie zebralismy, swiatynie Borobudur czekaja. Dojazd tam zajal nam ponad dwie godziny. Ostatnio nie mielismy dostepu do internetu i nie sprawdzilismy dokladnie czasu dojazdu. Okazalo sie, ze autobus jechal przez Rzym na Krym. Tak wiec ledwo zdazylismy przed zamknieciem tego calego balaganu. Na szybkiego zwiedzamy. Pieeeeknieee, ale trzeba prawie biec spowrotem na ostatni autobus do Yogi... No kurde. Jestesmy juz niezle wyrabani i spoceni. Zeby wrazen bylo wiecej kierowca autobusu ma cos z glowa nie teges. Zapieprza jak porabany. Widzi czerwone swiatlo z odleglosci 50 metrow ale cisnie dalej, w dodatku na trzeciego. Jego pomocnicy stoja w otwartych drzwiach i dra sie na cale gardlo do innych uczestnikow ruchu. Polacy na drogach to pikus... Dlatego tez zapada decyzja, ze o ile to mozliwe jezdzimy pociagiem.
Jak juz mowilem mam gdzies takie zwiedzanie, lecz tych dwoch miejsc nie chcielismy odpuscic. Bylem, sweet focie zrobilem... Moze kiedys tu wrocimy (w co watpie bo jest tyle innych miejsc na swiecie) i wtedy bedzie czas na spokojna kontemplacje (nie mylic z pluciem pod katem)
No i jak widac zdjecia zrobilem po lebkach, troche szkoda, nie bylo czasu...
Wiadomosc dla tych, ktorzy chcieliby uniknac oplaty wejsciowej w wysokosci 15USD - po ktorej uiszczeniu obsluga zawiazuje szmate w pasie. Wiec nieproszonych gosci latwo wyhaczyc.
I co dalej z dnia dzisiejszego? O 1 w nocy mamy pociag do Surabaya, stamtad kolejny pociag... A potem Bali... I nigdzie sie stamtad nie ruszam;))
Pare slow o Maksiu. Co raz lepiej odnajduje sie on w naszej tymczasowo cyganskiej rzeczywistosci. Na szczescie uwielbia wszystkie mozliwe pojazdy. Pociagi, samochody, samoloty, autobusy, metro, lodki motorowe, promy, riksze to dla niego sama radocha:) O naszym Gabryniu nie ma co sie narazie rozpisywac, male ma potrzeby. Slodziak tylko usmiecha sie do wszystkich dookola..... Budzac okrzyki zachwytu i smiech.
W ogole to czujemy sie czasem jak w cyrku (pisalem juz o tym? ech to zmeczenie...) Tyle ze to my jestesmy glowna atrakcja. Jak rzadki okaz jakis. Bialas w publicznym transporcie to rzadkosc, ale nic nadzwyczajnego. Za to dwa bialasy z dwojka dzieci to juz chyba jakis kosmos.

No i tak kosmici jada pociagiem, stuk puk. Maksiu spi umoszczony na podlodze, Gabrynio razem z Dorotka, a ja nadrabiam zaleglosci blogowe... Dobranoc:)







1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Cierpliwie czekam i warto!!!
Chłopaki słodziaki :) Ale Was coś mało na fotkach...
Jedźcie teraz na plażowanie - ale fotek proszę dodawać i sprawozdanie zdawać (od tego nie ma leniuchowania)!!
W Polandii całkiem sympatyczna, na razie słoneczna jesień!
Pozdrowionka
Ola

Prześlij komentarz