czwartek, 6 maja 2010

KONIEC - Zamykam oczy, widze Azje - Dzien 112

Lecimy... Przed nami 13 godzin. Maksio spisuje sie dzielnie. Zamiast biegac miedzy fotelami tak jak myslelismy, siedzi grzecznie i bawi sie z nami na fotelach albo drzemkuje sobie. Dziecko aniol normalnie. Lot mija ok, tylko troche przydlugo.
...
Orzel wyladowal - na lotnisku London Stansted. Przed nami nastepne 13 godzin, tyle ze w oczekiwaniu na lot do Krakowa. Jestesmy juz troche wyrabani, zal nam tylko Maksia. Zawsze mial dosc sztywne ramy czasowe jesli chodzi o pory snu i posilkow, a teraz jeszcze zmiana czasu o siedem godzin do tylu i wszystko jest pokrecone. Siedzimy, ja mialem drzemke, teraz kolej na Dorotke. Maksio spi w wozku. Jest 1 w nocy, dla nas jeszcze czas malezyjski czyli 8 rano, ale chyba teraz to nie ma znaczenia, i tak marze o wygodnym cieplym lozku, bo pizga w tym Londynie. Bylo 36st w Kuala Lumpur a teraz chmury, wiatr i para z geby leci, tak zimno.
W tym miejscu chyba zakoncze juz relacje...

Dziekujemy Ci Czytelniku, ze byles z nami przez czas naszej wyprawy. Lecz niestety to juz koniec, czas wrocic do normalnej (a czymze jest norma!?) rzeczywistosci.

Zagladajcie tu raz na jakis czas, bede staral sie umieszczac zdjecia i filmy. Moze napisze tez pare przemyslen, bo ciezko tak nagle przestac pisac, weszlo mi to w krew po prawie czterech miesiacach:)

Pozdrawiamy serdecznie:)))
Maniek, Dorotka, Maks i Fasolka

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Trochę mi was szkoda,z rajskich plaż do zimnej Europy.Wszystko co fajne szybko się kończy,co nie którzy mówią.Mam nadzieje,ze szybko się zaaklimatyzujecie. Będę do was zaglądać,a z Dorotka na pewno coś popiszemy na lipcowym.Pozdrawiam Hanka

Anonimowy pisze...

Trochę mi smutno że to już koniec. Czytałam codziennie z zapartym tchem. Życzę spokojnego powrotu do rzeczywistości. Na pewno będę tu zaglądała bo bardzo was polubiłam.Pozdrawiam całą czwórkę. jasmin80

Versor pisze...

No szkoda, ale z chęcią teraz pooglądam fotki i filmy, na które, nie ukrywam, czekam z niecierpliwością :)

AnkaSz pisze...

Wasz blog bardzo mi się podoba, mam nadziej ze co jakiś czas (oby jak najczęściej)będziecie go aktualizować. Zwłaszcza ze sporo będzie się u Was działo w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy ;)
Czekam na zdjęcia, filmy i przemyślenia, na które wcześniej brakowało Wam czasu, miejsca czy przepustowości łącza.

Baba Jarka pisze...

Szkoda, ze juz koniec... Fajnie bylo zagladac tu codziennie i czytac o sloneczku, papayach i orangutanach. Taka terapia zastepcza dla uziemionych wloczykijow: wakacyjny plaster.
Wielkie dzieki za mozliwosc sledzenia Waszej azjatyckiej przygody ;) Pa, pa!

Marysia pisze...

hehe ja tez starałam się być na bieżąco, super wyprawa:) i nie powiem ale świetny pomysł na pamiątkę z tej podróży.....hehe:) powodzenia i gratuluje!:)

Anonimowy pisze...

Wszystko co piękne i fajne niestety ma swój koniec... :( ale ja wiem, że dla Was nie ma rzeczy niemożliwych i plan na kolejną wyprawę już prawie wyrysowany w Waszych głowach ;)
Teraz chwilka odpoczynku, niecierpliwe oczekiwanie na rozwój fasolki, potem małe zapoznanie ze światem i znów w podróż...
To jest życie :)
Pozdrawiam Was gorąco!!!
Ola R.

Szymon z La Paz pisze...

Zatem do następnej wyprawy! Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Ja się zaczytałam :) Blog rewelacyjny,lepszej lektury nie czytałam w życiu:) Bardzo podziwiam Was za determinację i siły na wyprawę z Maluchem ;) Maksiu jest chyba rówieśnikiem mojego syna, więc doskonale zdaję sobie z tego sprawę ile trudnych chwil musieliście przetrwać ...
Pozdrawiam chatmax :)

Aga pisze...

Piekna podroz ;) Ciekawa jestem, jak ulozyliscie sobie zycie po powrocie. My zrobilismy cos podobnego, tyle ze pojechalismy w innym kierunku, do Ameryki Lacinskiej i probujemy adoptowac sie ponownie do Londynu. Goraco Was pozdrawiam!

Prześlij komentarz