wtorek, 4 maja 2010

Jaki poczatek, taki koniec, KL - Dzien 110

Pobudka o 5.30. Kierowca trojkolowej taksowki czeka juz na nas. O 8 rano planowo wylatujemy do Kuala Lumpur. Autobus Starshuttle z lotniska do Chinatown, pozniej meldunek w Red Dragon. Czujemy sie jak u siebie. Pamietamy stolice Malezji ze stycznia, jakby to bylo wczoraj. A minely juz prawie cztery miesiace... Tu zaczelismy swoja podroz, i tu sie ona konczy.
Jutro pokrecimy sie troche po miescie. A pojutrze wylatujemy... Ech...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Szkoda, że już kończycie tę przygodę - czytam Was chyba od samego początku. Pozdrawiam Was, Maksia (rówieśnika mojego synka) i czwartego Pasażera.
Mam nadzieję, że wkrótce znów wyruszycie w drogę:)

Marta

Anonimowy pisze...

o co chodzi z ta fasolka bo nie jestem na bierzaco?
kacha z belize

Prześlij komentarz