czwartek, 27 maja 2010

Inne Swiaty w glowach naszych

Przygoda w Azji minela szybciej niz mrugniecie okiem... Choc wtedy perspektywa kilku miesiecy wydawala sie wiecznoscia...
Czy bylo warto? Po tysiackroc!
A jak nam w Polsce? Pachnie cudnie trawa, kwiaty i bez. Czegos takiego nie znalezlismy w Azji. Szybko zaspokoilismy potrzebe polskiego jadla i z checia przeszlibysmy sie po dowolnej ulicy w dowolnym miescie w Tajlandii w poszukiwaniu naszych ulubionych smakolykow:) No dobra, a ja znow o zarciu haha;)
Teraz ciezej niz kiedys jest znalezc nam swoje miejsce na swiecie. W polskiej rzeczywistosci nie mozemy sie odnalezc, mamy inne horyzonty. Moze kiedys wrocimy do Ojczyzny, za lat kilka. W angielskiej rzeczywistosci umiemy sie odnalezc, lecz nie jest to spelnienie naszych marzen. Natomiast w Azji czujemy sie... najlepiej... jak u siebie... chociaz skomplikowane to wszystko. Po prostu gna nas gdzies. Jak narkotyk chyba. Rozdwojenie jazni pomiedzy budowaniem stabilizacji, ogniska domowego a jazda gdzies przed siebie. Chcielibysmy juz juz, teraz, wyruszyc w dal. Plecak na plecy i pojechac tam gdzie nas jeszcze nie bylo...
Jak rozni sie swiat Zachodu i Wschodu pokazuje na przyklad zachowanie sie ludzi na lotniskach, znaczy sie obslugi. W Azji przewozilismy zestawy sztuccow i duze butelki z woda w bagazu podrecznym. Pod wozek nikt nigdy nam nie zagladal. Naprawde mozna bylo wniesc na poklad samolotu wszystko. Po przejsciu przez bramke (ktora piszczala) wesoly ochroniarz jedna reka klepal mnie po udzie i mowil, zeby isc dalej. Wszedzie byly gniazdka elektryczne do ktorych mozna bylo sie wpiac bez problemu. Londyn Stansted szybko sprowadzil nas do "cywilizacji": zasada 100ml, przetrzepywanie bagazu, kontrola osobista i inne bzdury. Pracownicy lotniska strasznie powazni i wladczy. Znalezc gniazdko do podlaczenia telefonu to cud. Znalazlem jedno i podlaczylem. Po chwili podszedl ochroniarz i rzekl, ze to "illegal" i nie "health and safety" i ze jak policja to zobaczy to zaplace kare, oczywiscie wszystko z usmiechem na ustach, a raczej z przyklejonym do twarzy grymasem usmiechu. Czy to nie przesada w druga strone?! Poczulismy sie przez chwile jak nie z tego swiata, i ze chcemy spowrotem na Wschod... Jestesmy znow z innej bajki...
W ogole ciekawa sprawa jest podejscie do dzieci. Na przyklad na Sumatrze celnicy biegali z Maksiem po plycie lotniska i chodzili z nim na czworaka, zabierali go do swoich sluzbowych pomieszczen i bylo strasznie wesolo. Pewnie wplyw mialo to, ze Maks jest slodkim blondynkiem i ma niebieskie oczy, rzecz tam niespotykana i egzotyczna. Ale chodzi mi o stosunek do dzieci w Azji. Tam dzieci towarzysza doroslym wszedzie. Sa czescia normalnego zycia, nikomu nigdzie nie przeszkadzaja, nie ma podzialu dorosli - dzieci.
Wracajac jeszcze do tematu lotnisk, wydaje mi sie, ze w Europie zabezpieczenia sa na wyrost i tylko na pokaz, jest to swoiste budowanie poczucia zagrozenia. A moze to ja mam paranoje? Kazdy przeciez lata i kazdemu chyba wydaje sie to ok. Coz, zastana rzeczywistosc, jesli jest jedyna znana od razu zostaje akceptowana.
No i ludzie w Europie tacy strasznie powazni i spieci, a w Azji jakby bardziej spokojni.
Przez te swoje pseudo wywody chcialbym zamknac w ramy slowa to co tak trudne do opisania. A moze by tak prosciej: Azja to inny Swiat, pod kazdym wzgledem. I my ten Swiat pokochalismy. Tego nie da sie opisac, to trzeba poczuc. Na kazde wspomnienie naszych przezyc mamy gule w gardle, i moze to wydawac sie smieszne, ale plakac nam sie chce gdy sluchamy tajskiej muzyki... Zrozumie to tylko ktos, kto przezyl cos podobnego... To wszystko bylo tak intensywne, ze lzy szczescia same naplywaja do oczu.
...
Anglia. Dwa dni zajelo nam znalezienie mieszkania. Jeden dzien znalezienie pracy. I znow jestesmy w Systemie, z ktorego niespelna pol roku temu wyrwalismy sie. Znow mamy swoj cieply kat, tysiac spraw na glowie, caly dom zawalony niepotrzebymi w naszym mniemaniu rupieciami. Dziwnie tak, przyzwyczailismy sie do tego, ze jedynym "zmartwieniem" bylo to gdzie dzis spimy i w ktorej restauracji zamawiamy obiad. I ze caly nasz dobytek to plecak z zawartoscia 15kg.
My przezylismy przygode zycia, podczas gdy na starych smieciach NIC sie nie zmienilo - a co sie mialo niby zmienic?! Idac ulica i spotykajac znajomych czujemy jakby nie bylo nas tu doslownie sekunde.
Sekunde, ktora trwala dla nas 112 dni nieustajacej przygody...

4 komentarze:

AnkaSz pisze...

Chyba kazdy po powrocie z podróży czuje sie tak jak Wy teraz.
I człowiek zaczyna sie zastanawiac czy wyjazd do Azji na parę lat, znalezienie tam mieszkania i pracy nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Warto chyba jednak pamiętac, ze wyjazd to czas Wakacji (piszę dużą literą, bo mam na mysli pewną wielowymiarowość pojęcia) i ściśle związanej z nim beztroski. Mysle ze w normalnym zyciu, tu czy na jakiejś małej wysepce, gdy trzeba zarabiać na rachunki za dom, szkołe i lekarza, pewien poziom frustracji jest zawsze obecny.

marek pisze...

Lepiej bym tego nie ujal. Gdy glowe zaczynaja zaprzatac mysli za co zaplacic rachunki to nie ma znaczenia w ktorym miejscu na ziemi jestesmy. Byc moze pokochalismy ten cudowny stan beztroski zwiazany w Wakacjami? A Azja dopelnila tylko poczucie szczescia? I byc moze ten post zabrzmial troche smutno, wiec pragne sprostowac jedna rzecz. Nam do smutku jest dalej niz daleko!!! Mamy baterie naladowane ze hej!:) Zreszta stan naszego ducha dobrze oddaje film, na ktory niebawem zapraszam:)

wild-dog pisze...

Mnie najbardziej podobają się spływy na dętkach.
Nie jest to duża rzeka jak Zambezi ale z pewnością nurt jest bardzo szybki.

magda pisze...

Jakbym siebie słyszała. Z tym, że ja pokochałam Argentynę, ale pozostałe odczucia mam identyczne... Po takiej podróży życie nie może być takie samo. Pozdrawiam i życzę powodzenia w 'realu'!

Prześlij komentarz