Było sobie braci dwóch
Chodził o nich taki słuch
Że się ciągle naparzają
I że matki nie słuchają
Ten go kijem, tamten szczotką
I nie śmieją się już słodko
Za to płaczą, ciągle ryczą
I siniaki nowe liczą
Ojciec, matka zwiedzać chcą
A dzieci na plażę rwą
Konflikt powstał niesłychany
Co tu zrobić, rany rany
Wszyscy razem się kochają
I do zgody podążają
Trudna sztuka kompromisu
Chodźmy, zjemy tiramisu
3 komentarze:
:)
Poplakalam sie ze smiechu:) Usciski!
Obłędny wierszyk ;-)
Prześlij komentarz