czwartek, 20 grudnia 2012

Stuk puk, czyli pociągiem przez Indie - dzień 9

Dziś rano wymeldowaliśmy się z hotelu, po uprzednim zakupie zapasu chleba tostowego, nutelli, wody i bananów. Udajemy się na stację kolejową. Od razu obskakuje nas kilku kolesi z legitymacjami pracowników kolei, skąd my to znamy haha. Za jedyne 200 rupii (przypomnę, że bilet na pociąg kosztuje 140) oferują przeniesienie bagażu na peron. Uśmiechamy się i dziękujemy, poradzimy sobie sami. Szczególnie, że obok są schody ruchome.
Pociąg wjeżdża na peron, na pół godziny przed odjazdem. Lokujemy się na swoich miejscach. Niestety tylko dwóch, gdyż dla Maksia nie można było kupić biletu. W Indiach dzieci do piątego roku życia jeżdżą u opiekunów na kolanach.
Bilety zakupiliśmy w klasie sleeper, nie jest to ta najniższa klasa, ale luksus też nie;) Ważne, że miejsca są numerowane. Jeśli kogoś interesuje, jak to dokładnie wygląda, to zapraszam do filmiku, link na samym dole posta.
Chłopaki byli zachwyceni, siedzieli przyklejeni do okna i nic do nich nie docierało.
- Ciu ciu ciu! - wykrzykiwał Gabryś
- Mamo patrz! Pociąg towarowy! - darł się Maks
I tak po godzinie padli jeden po drugim. Gabryś u mnie na kolanach, Maksiu obok Dorotki.
W połowie podróży nasi towarzysze, którzy siedzieli naprzeciwko nas podnieśli się z miejsc. Jeden z nich nachylił się nade mną i rzekł coś, chyba po arabsku. Niestety nic nie zrozumiałem. Powtórzył jeszcze raz, ale dalej nie miałem pojęcia o czym ten koleś mówi. Za to ten drugi machnął znacząco dywanikiem i wskazał na podłogę. Wtedy zrozumiałem. Nadszedł czas modlitwy. Domyśliliśmy się z Dorotką, że mamy usunąć nogi z przejścia. Kurde tylko jak? I gdzie? Zaczęliśmy tworzyć różne akrobacje, starając się nie obudzić Gabrysia. Dorotce musiało być jeszcze ciężej, gdyż odkąd Maks zasnął, siedziała półdupkiem na skrawku siedzenia. A miała jeszcze podnieść nogi do góry. Panowie widząc nasze starania, pokazali na migi, że modlitwy będą trwać jedynie 10 minut. Po czym odpłynęli w swoich pieśniach, waląc od czasu do czasu czołem o podłogę pociągu. Uff daliśmy radę, nie było tak źle;)
Podróż minęła nam bardzo szybko. Cudownie było patrzeć na zmieniające się krajobrazy. Moglibyśmy tak jechać i jechać w nieskończoność.

***

Miasto Agra od początku zrobiło na nas pozytywne wrażenie. Po tygodniu spędzonym w zasyfionym New Delhi, tutaj jest czyściej, spokojniej i milej. Takie jest pierwsze nasze odczucie. Mam nadzieje, że tak zostanie. Znaleźliśmy całkiem fajny pokoik, kilkaset metrów od Taj Mahal. Oto moja pierwsza rozmowa z właścicielem:
- Nie jesteś gościem w moim hotelu - powiedział
- Słucham? - zdziwiłem się
- Jesteś gościem w moim kraju - uśmiechnął się

Pierwsze co zrobiliśmy, to wybraliśmy się na dach naszego hotelu, by zobaczyć jeden z cudów świata skąpany w promieniach zachodzącego słońca. Dziś wieczorem z daleka, a jutro mamy nadzieję z bliska.

TU KLIKAMY ŻEBY ZOBACZYĆ ODJECHANE FILMIKI NASZEJ RODZINKI CHRUM CHRUM


No i parę fotek:)




2 komentarze:

Mariusz pisze...

sie dzieje! I dobrze, my już prawie przeprowadzeni - wracajcie przez Polskę to się pogościmy :)

marek pisze...

Panie Mariusz, my dopiero zaczynamy wakacje, gdzie tu do powrotu? Ale jak będziemy przez Polskę przejeżdżać to rozbijemy się u Was w ogródku;)

Prześlij komentarz