niedziela, 16 grudnia 2012

Red Fort, zwiedzania czas - dzień 5

Dziś postanowiliśmy zobaczyć zabytek, który znajduje się na liście UNESCO. Dojechać tam tuk tukiem za 100 Rupii to nie problem, wrócić już niekoniecznie, ale o tym za chwilę. Na mapie wydawało się to naprawdę blisko, lecz podróż tam trwała ponad godzinę. Na miejscu tłumy ludzi, stragany z jedzeniem, ale takim, że nawet kijem bym się tego nie tknął... Poleciałem więc szybko do jakiejś knajpy i zamówiłem żarcie na wynos. Pozwiedzaliśmy sobie trochę, ładne to, majestatyczne i w ogóle, ale nas bardziej jakoś kręcą rzeczy stworzone przez naturę. To co mi podobało się najbardziej to zachwyt na buzi Maksa gdy zobaczył eksponaty w odwiedzonym przez nas muzeum. Zbroje, karabiny, pistolety, miecze i wiele innych rzeczy. To jest to, co teraz kręci naszego synka. Nawiązanie do Lego Star Wars, walczącego dzielnie Batmana tudzież Spidermana było oczywiste;)

 spodenki pierwsza klasa, nie było mojego rozmiaru, a szkoda!

 higiena musi być

 główna atrakcja cz. 1



 Gabryś idzie spać, tata śpiewa kołysankę;)


 bez komentarza?;)

 główna atrakcja cz. 2

główna atrakcja cz. 3

Jak na załączonych obrazkach widać, hindusi chcą robić zdjęcia nie tylko zabytkom, białasy też są w cenie:)
A, ciekawostką jest fakt, że do Red Fort wstęp dla tubylców kosztuje 10 Rupii, natomiast dla gości z zagranicy, czyli niehindusów 250 Rupii. Taka drobna różnica. Białas płacić musi.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, więc zbieramy się do wyjścia. Na głównej ulicy gdzie kilka godzin temu wysiedliśmy z tuk tuka, i gdzie było tak tłumnie, teraz jest TŁUMNIE. Człowiek przy człowieku, na drodze kociokwik jakiś, większość tuk tuków zajęta a te wolne nawet nie chcą się zatrzymać. Trochę nas poniosły nerwy, bo ludzie masowo zaczęli dotykać nasze dzieci. Tak z ciekawości. Przyjaźnie co prawda. Ale setki przyjaznych brudnych dłoni to raczej nic fajnego. W końcu z pomocą jakiegoś kolesia co trochę kumał po angielsku i policjanta, który kierował ruchem udało nam się złapać tuk tuka. Chciał 300 za dowiezienie nas do hotelu, ledwo utargowałem na 250 wiedząc, że nie mogę cisnąć za bardzo, bo ten by po prostu odjechał w siną dal. A my chcieliśmy stamtąd jak najszybciej spier... uciekać:)


TU KLIKNIJ ABY ZOBACZYC RELACJE WIDEO

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

nice photos. everyone looks great

Anonimowy pisze...

Gabryś jest przesłodki :)

marek pisze...

thanks for comment:)
Gabryś mega słodziak:))

Aga pisze...

I te dzieci w welnianych czapkach:-) Rok temu w Izraelu poznalam pewna kobiete z Indii, przychodzila na plaze z dzieckiem wlasnie w takiej welnianej czapeczce.

Prześlij komentarz