czwartek, 11 czerwca 2009

Tajlandia - Jak dwie sieroty pojechaly w swiat...

Postanowilismy gdzies sie wybrac, wiedzielismy, ze musza to byc jakies egzotyki, wybor padl na Tajlandie (wtedy jeszcze nie bylem pewny jaka jest roznica pomiedzy Tunezja a Tajlandia LOL). Kupilismy bilet w Etihad Airways z Manchesteru do Bangkoku z miedzyladowaniem w Abu Dhabi. Bylo to na przelomie kwietnia i maja 2007 roku.
Oczywiscie od poczatku bylo ciekawie, niby taka banalna rzecz, dostac sie na lotnisko. Dorotka sprawdzila poranne autobusy i wszystko bylo jasne. Rano okazalo sie, ze nie jest dzien powszedni tylko sobota i nie ma autobusu, panika, co tu zrobic?! Szybko wyszlismy z domu i zamowilismy taksowke, lecz okazalo sie, ze ta przyjedzie za ponad pol godziny. Na szczescie przyjechala wczesniej i juz bez przygod dotarlismy na lotnisko. W samolocie podniecalismy sie wszystkim. Tym, ze mamy telewizorki w fotelu naprzeciwko i ze mozemy ogladac filmy, sluchac radia, muzyki, sprawdzac na mapie swiata gdzie aktualnie jestesmy, co chwila posilki, napoje, wszystko w cenie biletu, po prostu bajer full wypas. Z tego podniecenia i stresu, ze lecimy przez pol swiata strasznie rozbolala mnie glowa i chcialo mi sie rzygac, bo ja przeciez wrazliwy czlowiek jestem. Mialo to miejsce podczas miedzyladowania w AbuDhabi.
Dobra, jestemy na lotnisku w Bangkoku. Wiedzielismy, ze trzeba wyrobic wizy, ale nie wiedzielismy gdzie to zrobic. Z braku doswiadczenia zajelo nam to ladnych pare godzin... A w tym czasie nasze bagaze zostaly zdjete z karuzeli. No wiec szukamy naszych bagazy po calym lotnisku. Pytamy sie kilkakrotnie obslugi lotniska a oni sobie nic z tego nie robia i jezdza dalej na hulajnogach, hmm...
Odnajdujemy nasze dwa plecaki i zaczynamy sie zastanawiac co dalej. Juz w samolocie uzgodnilismy, ze jednak nie jedziemy autobusem na Krabi (bo taki byl wstepny plan) tylko bierzemy samolot i znajdziemy sie tam duzo szybciej.
Wyladowalismy wiec w Krabi, wychodzimy z samolotu i wtedy powital nas podmuch goracego powietrza. Po przejsciu paru metrow bylismy zlani potem. Krzyczelismy: "Patrz jakie palmy!! I tam tez! Zjaramy sie jak psy!"
Pierwsza rzecza jaka zrobilismy bylo odnalezienie kafejki internetowej, zrobienie wpisu na blogu (ktory juz nie istnieje) dla naszych rodzin i znajomych, zeby wiedzieli, ze dolecielismy i mamy sie dobrze. Szczerze powiedziawszy nie wiedzielismy dokladnie gdzie jestesmy i dokad zmierzamy. Od poczatku nie bylo zadnego planu. Wsiedlismy do samochodo-autobusu-taksowki ktory to wozi turystow, bojac zapytac sie gdzie tak naprawde ten pojazd zmierza...W ten sposob znalezlismy sie na:


Ao Nang

To chyba takie tajskie Zakopane, Kolobrzeg czy inne lansiarstwo, duzo turystow, tloczno, pewnie drogo, mcdonald na rogu i takie tam. Szybko znalezlismy lokum w bungalowie, kosztowalo nas to 250bht za noc. Czym predzej wymienilismy niewygodne ubrania z podrozy na lekkie i udalismy sie na plaze aby zaznac pierwszej w zyciu kapieli w morzu Andamanskim. Tu przezylismy szok, w najsmielszych snach nie przypuszczalem ze woda w morzu moze byc taka ciepla, po prostu cieplusia! Tu spedzilismy kilka dni, zwiedzilismy pobliska railway, spalilismy sie porzadnie na raka. Generalnie wyluzowalismy sie troche:)))


ogladamy palmy widziane po raz pierwszy w zyciu


jedzac pyszne winogrona o poranku


obiad dla dwoch osob, 100bht



Koh Samui

Po kilku dniach relaksu wyruszylismy na w/w wyspe. Byl to bardzo dobry czas na podroz, gdyz nasza skora nie bylaby w stanie przyjac wiecej slonca;)
Wysiedlismy z promu, miejsowa taksowka zawiozla nas na samo poludnie wyspy, zaczelo robic sie ciemno a my jak te sieroty idziemy z plecakami po piachu w poszukiwaniu noclegu. W koncu znalezlismy domek na plazy, 350bht za noc. Nastepnego dnia rano otwieram drzwi i powital nas wlasnie taki oto widok...
Piasek bialy niczym maka, mamy doslownie kilka metrow do wody (zatoka tajlandzka), nasz bungalow w cieniu palm, mozna by rzec po prostu raj. Pierwszy dzien spedzamy beztrosko wylegujac sie na plazy, jedzac grillowana kukurydze i ananasy. Tak naprawde nie wiedzialem jak smakuje ananas, zawsze jakies takie z puszki sie jadlo... A tu w Tajlandii, najlepsze ananasy na swiecie chyba, cos niewyobrazalnie pysznego, dojrzale w sloncu, soczyste i slodkie:) normalnie niebo w gebie! Sa akurat urodziny Dorotki, wiec zabieram ja do miejsowej restauracji... Szef kuchni stawia nam na stole kociolek na zarze z gotujaca sie w srodku woda, do tego mamy caly stol zastawiony jakimis ziolami, owocami morza i innymi nieznanymi nam dobrociami. Ciagle sie smiejac pokazuje nam jak wrzucac wszystko do garnka. Powstaje pyszny wywar, cos na ksztalt rosolu mozna by rzec. Nalewamy sobie to chochelka do miseczek, dodajemy osmiornice i inne gumiaki. Popijamy przy tym piwo Chang. Wspaniale spedzony wieczor.
Drugiego dnia za rada spotkanego niemca wynajmujemy skuter, wczesniej nie bralismy czegos takiego pod uwage, no ale sprobowac warto. Powiem tak, pierwszy raz jechalismy na czyms takim ale na pewno nie po raz ostatni. Radocha przeogromna, normalnie wiatr we wlosach i muchy w zebach:) Od lokatorow z sasiedniego bungalowa (tajka i francuz) dostajemy w prezencie hamak i dokladna mape wyspy. Wyruszamy naszym rumakiem przed siebie.


W srodkowej czesci wyspy jest tzw snake farm, zajezdzamy tam nasza maszyna, uiszczamy oplate i ogladamy jak koles wklada sobie kobry krolewskie w gacie. Mialem okazje wziac sobie na rece i zawinac na szyji boa dusiciela ale stchorzylem;)) Generalnie show bardzo udany, polecam. Pojechalismy dalej. Zaczal kropic deszcz, zglodnielismy, wiec zatrzymalismy sie w przydroznym barze, gdzie nikt nie rozumial slowa po angielsku i cale menu bylo po tajsku. Na migi zamowilismy smazonego kurczaka z ryzem i warzywami. Do popicia tradycyjnie juz cola bez lodu. Zaczelo padac coraz bardziej. Szamalismy sobie nasze pyszne jedzonko, gdy w polowie posilku przyszla gospodyni i zapytala sie czy nam smakuje, byl to bardzo mily akcent, pozniej juz nigdzie nie spotkany (gwoli informacji calosc wyniosla nas niecale 80bht, ale i tak zostawilismy wiecej) niebo rozchmurzylo sie troche, wiec trzeba bylo powoli wracac na nasza plaze.
Trzeciego dnia ruszylismy przed siebie, o tak, zobaczyc po prostu co i jak, rozeznac sie w temacie. Pojechalismy na sama polnoc, po drodze jedzac grillowane kawalki kurczaka na patyczkach i arbuzy. Znow zaczal padac deszcz. Zaczelo robic sie rowniez ciemno, a my oczywiscie daleko od "domu". Zapieprzalismy na tym motorku przez cala wyspe, ja bralem caly ped powietrza i deszcz na klate, wypizdzilo mnie jak cholera, a Dorotka cwana chowala sie za mna. Szybko jednak dojechalismy na miejsce, zmienilem tylko koszulke na sucha i w momencie zrobilo mi sie cieplo. Tej nocy na morzu zapanowal sztorm, fale podchodzily pod nasz domek, dach przeciekal, ale ja dowiedzialem sie o tym dopiero rano, bo smacznie sobie spalem, natomiast Dorotka byla cala posrana ze strachu i nie mogla spac cala noc:)))
Generalnie pogoda sie popsula wiec postanowilismy zmienic miejsce pobytu. Wyruszamy pociagiem na...


Poludnie Tajlandii

Do Surathani dotarlismy wieczorem, wzielismy pokoj na jedna noc, o czwartej rano wyruszal pociag do miejscowosci Trang.
Tu sie zaczela wielka wyprawa hehe. Wysiedlismy na dworcu, wzielismy tuktuka, ktory zawiozl nas juz tradycyjnie do biura podrozy. Ale my oczywiscie jak nam sie cos wciska, to my tak nie chcemy. Mozna by tu duzo pisac, ale generalnie miotalismy sie strasznie. Miejscowym, ktorych pytalismy o droge zrobilo sie chyba nas zal, bo byli tacy sympatyczni i wozili nas po okolicy swoim pickupem. Tak dotarlismy do parku narodowego. Lecz problem byl taki, ze my nie wiedzielismy czego chcemy. Po prostu wystraszylismy sie braku cywilizacji i czym predzej znalezlismy lokalny autobus jadacy na Phuket (najpierw kupilismy bilety do Krabi, gdzie juz bylismy, ale po 15 minutach jazdy dokupilismy bilet na Phuket wlasnie, nie ma jak to plan podrozy, prawda?)

Phuket

Tak oto przybylismy z dalekiego poludnia do Phuket Town, poslugujac sie przewodnikiem lonely planet dotarlismy miejscowym transportem (dla tambylcow) na kamala beach. Szybko znalezlismy sympatyczny hotelik i pierwsza sprawa co? Oczywiscie skuter:) Na plazy oddalonej o trzy minuty jazdy jak widac na zalaczonym obrazku byly dzikie tlumy ludzi;)
Wybralismy sie rowniez na przejazdzke sloniem, pierwszy raz i egzotyka i w ogole niby mialo byc super, ale nigdy wiecej. Podczas godzinnej przejazdzki slon byl bity metalowym pretem miedzy oczy, szarpany hakiem za uszy.... Zal nam bylo bardzo tego zwierzaka.


Przypadkowo odkrylismy tez, ze calkiem niedaleko odbywa sie wielki FantaSea Show na ktory zjezdzaja sie turysci z calej Tajlandii. Kupilismy bilety i wieczorem mielismy zapewniona rozrywke. Na miejscu zastalismy ogromna sale ze stolami uginajacymi sie od jedzenia:)) to co ja lubie najbardziej:) O 20 zaczynal sie pokaz, lecz niestety nie mozna bylo wnosic kamer ani aparatow. Bylo to cos na ksztalt wielkiego teatru, tajskie spiewy, akrobacje, sceny z zycia tajow przedstawione w bajkowy sposob. Rowniez polecamy.






Bangkok

Do miasta wiecznie zakorkowanego i nigdy nie spiacego dostalismy sie samolotem z Phuket. Juz na lotnisku zrobilismy male zamieszanie, bo nie chcielismy tak jak kazdy wziac taksowki za 300bht, tylko szukalismy przystanku autobusowego. Znalezlismy, bilet za osobe na Kho San Road kosztowal na 7bht, jest roznica, prawda?:) Do konca naszych wakacji zostaly dwa dni, pojezdzilismy szalenczo tuk tukami, zobaczylismy budde lezacego, siedzacego. Kupilismy oryginalnego rolexa. Powloczylismy sie troche po okolicy i smutno sie zrobilo, bo trzeba bylo juz wracac...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz