czwartek, 20 października 2011

"Traktat o podrozowaniu (z dziecmi)...

... oraz podstawowe roznice wynikajace z powiekszenia stada"

Pragne uchwycic nasze przemyslenia wlasnie teraz, bo po powrocie wiele niuansow moze uleciec z glowy. Skupie sie w tym momencie glownie na technicznej stronie podrozowania z dzieckiem / dziecmi.
Pamietamy wyjazdy tylko we dwoje. Mozna bylo wtedy poczytac ksiazke, czasopismo, polezec w hamaku, zjesc cos albo nie zjesc. Jechac przed siebie i zwracac uwage na otaczajacy swiat.
Przy dzieciach jest zupelnie inaczej. Bezapelacyjnie pojawia sie wiele aspektow o ktorych trzeba pomyslec. Na przyklad znalezc nocleg najlepiej przed zmrokiem, wypracowac pewien rytm posilkow i zadbac o podstawowa higiene. W tropikach nietrudno o potowki, odparzenia, przegrzanie. Z nieba plynie zar i nie mozna zapomniec o kremie z filtrem. Generalnie duzo uwagi poswieca sie dziecku czasem niezauwazajac tego, co jest dookola.
Jaka jest roznica pomiedzy obecnym wyjazdem a tym z przed niespelna dwoch lat? Kolosalna. Z jednym dzieckiem, ktore chodzi, jest banalnie. Przemieszczanie sie jest proste. Jeden duzy plecak, albo na plecach albo w wozku, i spokojnie marszem tup tup do przodu. Ladowanie sie do jakiegokolwiek srodka transportu nie nastrecza zadnych trudnosci. Przynajmniej jeden rodzic ma wolne rece a drugi moze ale nie musi, bawic sie w cos z dzieckiem. Czyli radosc i luz. Ale jesli dolozyc do tego niemowle, to sprawa zaczyna sie mocno komplikowac. Tego rodzice hmm... nie przewidzieli. Niemowle musi byc caly czas na rekach, bo w wozku dlugo nie posiedzi. Niemowle, ktore raczkuje, lubi sobie oczywiscie poraczkowac, tylko gdzie? No wlasnie... Wychodzi tylko na to, ze w pokoju hotelowym, gdzie jest wystarczajaco czysto. W kazdym innym przypadku niemowlak jest non stop noszony (ku jego radosci rzecz jasna), co na dluzsza mete powoduje dyskomfort. Starszy brat sprytnie wykorzystuje fakt, ze uwaga skupiona jest czesto nie na nim, i robi rozne fajne rzeczy, zeby zirytowac rodzicow, i oczywiscie zwrocic na siebie uwage. Na przyklad tarzanie sie w blocie albo udawanie dinozaura, czyli darcie paszczy na calego. Rodzice musza byc ciagle skupieni i miec oczy dookola glowy. Czesto jest tak, ze budza sie juz zmeczeni. Na godzine porannego wstawania nie maja wplywu, to dyktuja akurat dzieci, zwykle miedzy 5 a 7 rano. Mieszkancy danego hotelu oraz obsluga musza kochac takich ludzi. A potem meksyk do wieczora.
Nie chce byc zle zrozumiany, nie jest nam zle, jestesmy szczesliwi, ze mozemy spedzac wakacje w egzotycznych miejscach. Mozemy ogladac codziennie jakie postepy robia nasze dzieci. Maks ciagle z nami rozmawia, zadaje duzo pytan. Gabrys niedlugo zacznie chodzic, wyszly mu cztery zeby. Robi super smieszne minki, nauczyl sie klaskac. To wszystko jest swietna sprawa, ze mozemy spedzac czas razem.
Mielismy wielkie plany, backpackerska podroz przez dalekie azjatyckie krainy, troche wloczegi jak poprzednio, troche treku po wulkanach i troche luzu na plazy. A wyszlo na to, ze najlepszym rozwiazaniem jest znalezc odpowiadajaca nam miejscowke i siedziec na dupie.
Inna roznica jest taka, ze poprzednio spalismy w najtanszych dziurach z jednym lozkiem a Maks pomiedzy nami. Obecnie musza to byc dwa lozka, ktore zsuwamy albo ostatecznie jedno wielkie. Podloga musi byc nadajaca sie do raczkowania, czyli czyszczona codziennie. Koniecznie posadzka. To oczywiscie podnosi koszty.
Wlasnie, koszty...
Zawsze bierzemy nocleg ze sniadaniem, bo jak wytlumacze glodnemu dziecku, ze teraz tatus chodzi i szuka miejsca, gdzie mozna cos zjesc? (na ostatnich wakacjach czasem tak sie zdarzalo, glownie w Wietnamie). Gdy kupujemy bilety na autobus, zawsze bierzemy trzy miejsca, a nie dwa. Czesto zdarza nam sie wziac taksowke, bo tarabanic sie z calym dobytkiem i dwojka dzieci na plecach w upale i szukajac jeszcze noclegu powoduje, ze pot doslownie leci z tylka. Wiec wozimy sie:) W poprzedniej czteromiesiecznej podrozy taryfe, z tego co pamietam, wzielismy raz w Bangkoku. A tak to radosnie ladowalismy sie do transportu lokalnego. Teraz jest to po prostu arcy malo wygodne. W zasadzie dzielac nasze rzeczy na cztery osoby to nie mamy wiele, lecz trzeba pamietac o tym, ze najmlodsi czlonkowie naszej radosnej gromadki niewiele moga targac.
Moze slow kilka o naszym "dobytku". Jestesmy w posiadaniu dwoch duzych plecakow (jeden 75l a drugi 45l). Miesci sie w nich miedzy innymi 35 obiadkow dla Gabrielka (oczywiscie wiekszosc juz wyzarte), nocnik dla Maksia (nigdy nie uzyty, bo Synek nasz nauczyl sie robic kupke normalnie jak dorosly), stos caly zabawek do piasku, basenik, dwa kola ratunkowe, plus smiesznie mala ilosc ubran. Do taszczenia pociech mamy wozek spacerowke maclaren xt, chuste oraz nosidlo ergo. Na koniec dwa male plecaki podreczne.
Mielismy wielka ochote pojedzic na motorze. I znow, z jednym dzieckiem jest to latwe. Wrzuca sie takiego kajtka pomiedzy nas i w droge. Oczywiscie byl zamysl powtorzenia tego z dwojka dzieci. Jednak wzialem pod uwage ruch uliczny na Bali i doszedlem do wniosku, ze byloby to po prostu glupie i niebezpieczne. Jesli teleportowalibysmy sie teraz na Koh Phangan to pewnie sprobowalibysmy w czworke zwazywszy na puste drogi.
Po przeanalizowaniu za i przeciw zamiast motoru wynajelismy auto, co okazalo sie strzalem w dziesiatke. Zjezdzilismy Bali wdluz i wszerz - no prawie;) Byl jednak maly minus... znow nadwyrezylismy nasz budzet.
Jakie mamy wnioski? Na nastepnych wakacjach bedzie mniej tulaczki, a bardziej stacjonarnie. Bedziemy robic krotkie wypady wypozyczonym autem, bo taka jazda przed siebie to dla nas ogromna radosc. Chlopaki beda mogli ladnie bawic sie ze soba, a my nasza uwage skierujemy na to, co widzimy dookola.
Kierunek... tym razem chcemy dla odmiany poleciec na zachod:)

Czasem, gdy jestesmy zmeczeni, przysiadziemy w cieniu pod palma, to marzy nam sie troche ciszy. Chcielibysmy po prostu lezec bez dzieci i miec swiety spokoj. Ale jak tak patrzymy sobie na naszych dwoch rozbojnikow, to nie wyobrazamy sobie, zeby ich nie bylo. Za nic nie zmienilibysmy tych wakacji:)))

3 komentarze:

AniaSz pisze...

Ja tez widziałam, i nadal widzę, wyraźną różnicę w stylu (i kosztach!) podróżowania we dwójkę i w narzekająco-piszczącą czwórkę. W ubiegłym roku podróżowaliśmy z 5 latkiem i 15 miesięczniakiem, który zaczynał chodzić. Wy macie trudniej, bo po pierwsze Max jest jeszcze malutki i potrzebuje mnóstwo uwagi, a do tego Gabrys jest chyba w najtrudniejszym (podróżniczo) momencie rozwoju - dużo chce - mało może. Tego nie da się przeskoczyć i chyba nawet nie ma co próbować, tylko płynąc z nurtem. My mieliśmy tylko trzy tygodnie, wiec chcieliśmy wykorzystać urlop na 150% i zobaczyć jak najwięcej, a i tak mam wrażenie, że zwiedzaliśmy tylko place zabaw, zoo i parki.
Odbijemy sobie kiedy dzieci podrosną i pojadą na kolonie ;)

Anonimowy pisze...

:D Trzeba bylo jechac zanim Gabrys zaczal raczkowac ;)To chyba jest najgorszy wiek na podrozowanie.

Anonimowy pisze...

Hej, pierwszy raz tu piszę, ale czytam regularnie. Dajcie znać, jak tam macie się po powrocie i jakie plany na następny wyjazd. :)
Sama jestem mamą dwójki maluchów (3 i 4 lata) i bardzo Was podziwiam, że tak świetnie dajecie sobie radę w podróży i niczego się nie boicie :)
bardzo fajnie się Was czyta

pozdrawiam
Sylwia z Warszawy

Prześlij komentarz