środa, 13 października 2010

Wywiad w drodze cz.9 - My, czyli Maniek, Dorotka oraz Maksio

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania

Po pierwsze doświadczenie, które mamy jest bardzo niewielkie. Kilka krótkich wypadow (Karaiby, Cape Verde itp) oraz nasze 112 dni podróży po Azji Południowo Wschodniej to równocześnie dużo i mało… zależy jak na to spojrzeć.
Na pewno nie wyobrażamy sobie podróżowania bez Indonezji. Na Sumatrze byliśmy tylko chwilę, pod sam koniec, lecz zostaliśmy zaczarowani. Wspaniali ludzie, otwarci, uśmiechnięci, zawsze pomocni, tacy bezinteresowni. Mieliśmy ledwie ponad tydzień na zwiedzenie północy Sumatry. Niesamowite miejsce, pozostał ogromny niedosyt. Na pewno tam wrócimy, niekoniecznie na Sumatrę, ale na pewno do Indonezji.
Drugi kraj to Tajlandia. Wystarczy wybrać się tam gdzie nie ma faranga a można doświadczyć dużo więcej. Nie zamknę tego w słowach. Ten kraj trzeba poczuć. Ja za każdym razem, gdy słucham tajskiej muzyki mam łzy w oczach…
Miały być trzy kraje, ale poprzestanę na dwóch. Za mało widzieliśmy. Za kilka lat będziemy widzieć więcej. Jeszcze sporo innych krain przed nami... Wszędzie można znaleźć piękno, więc odpowiedź na to pytanie jest dla nas chyba niemożliwa.

2. Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Podróżowanie to dla nas stan ducha, teraz to wiemy. A co jest najważniejsze? Na pewno towarzystwo. Najwspanialszy widok na świecie staje się piękny gdy oglądamy go wspólnie z tymi, których kochamy. Wszystko smakuje lepiej. Radość jest większa a smutki mniejsze.
Podróżując staramy się omijać bardzo turystyczne miejsca, czasem jednak warto zobaczyć coś co jest słynne na cały świat. Jednak lubimy zejść z utartej ścieżki, zobaczyć co jest trochę dalej. Ważny dla nas jest kontakt z tambylcami. Uwielbiamy pędzić przed siebie na motorku (ach to poczucie wolności!), zatrzymać się w przydrożnym barze. Pobyć z ludźmi, poobserwować, porozmawiać.
Lubimy mieć swoje zdanie i swój pomysł na miejsca, które odwiedzimy. Jednak potrafimy czerpać od innych inspiracje („patrz kochanie jak tam pięknie, musimy tam pojechać!”).
Przyznam się bez bicia, mamy fetysz - na naszej trasie musi być gdzieś biały piasek, palmy i nieruchoma tafla ciepłej wody. I jeszcze „kororowe rybki” na wyciągnięcie ręki. Chociaż szczerze mówiąc po jakimś czasie spędzonym w takim raju z wielką chęcią zakładamy nasze profesjonalne obuwie typu trampers i ruszamy zdobywać okoliczne szczyty. Bo nam nie może się zbytnio nudzić.
I jeszcze jedno… ten specyficzny stan umysłu, który pojawia się podczas jazdy przed siebie, tak po prostu, czymkolwiek, a oczy wpatrzone gdzieś daleko w przestrzeń – zrozumie ten kto zrozumie…

3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?
Generalnie my wszystko robimy od dupy strony, znaczy się nie w tej kolejności co trzeba. Nam wystarczy impuls, a potem oboje się nakręcamy. Zaczęliśmy od pomysłu, że w Anglii nic nas nie trzyma, że możemy mieszkać gdzie tylko nam się zamarzy… Prawie rok zbieraliśmy kase. Kupiliśmy bilet w jedną stronę i jazda. Nie było żadnego planu, tylko lekki zarys oraz trzy lokalne przeloty wykupione w AirAsia. Olaliśmy tzw. research a całość klarowała się po drodze.

4. Co cie wkurwia?
Ostatnio bardzo niewiele, ale jednak troche rzeczy działa mi na nerwy, ale najbardziej moja własna głupota. Przeze mnie, przez wyłączoną funkcję myślenia okradziono nas. Podobno uczymy się na błędach, lecz wyłącznie swoich, i to boleśnie. W naszej podróży mieliśmy chyba więcej szczęścia niż rozumu.
Dawniej byliśmy bardzo spięci, trzy lata temu w Tajlandii oburzaliśmy się: jak to można NAS tak traktować, przecież MY zapłaciliśmy dużo pieniędzy za bilet i MY mamy wakacje. Cóż, bardzo roszczeniowa postawa typowego białasa na wakacjach.
A jak było teraz? Śmieszyła nas podróż z Koh Phangan na Phuket ośmioma(!) środkami transportu, przesadzali nas niczym bydło a my tylko z uśmiechem obserwowaliśmy zastaną rzeczywistość. Albo jadąc do Medan busem niczym dla krasnoludków spędziliśmy cztery godziny w totalnie niekomfortowych pozach, Dorotka w ciąży z Maksiem śpiącym na niej okrakiem a ja z kolanami na ukos i pod brodą i jakąś rurą pomiedzy nogami... zamiast się martwić, cieszyliśmy się z miejsca siedzącego, bo nie każdy je miał:)
Nie lubimy też depresanto-malkontento-zazdrośników.

5. Za czym tęsknisz najbardziej?
Chyba za niczym… Wszystko co mamy to siebie nawzajem. Nasza rodzina stanowi pewną dopełnioną całość. Więc za rodziną nie tęsknię. Od kilku lat mieszkamy poza granicami Polski, więc gdy gdzieś jedziemy nie ma żadnych pożegnań.
Po trzech miesiącach w Azji zabrakło nam trochę polskiego jadła, lecz myślę, ze sprawę dałoby się jakoś rozwiązać, typu poszukiwanie śledzi czy kiszonych ogórków. Ale to nie była jakaś znowu wielka kwestia.
Tęskno nam też było do… polskości, żeby pogadać po polsku z kimś innym niż ze sobą nawzajem. Tygodniowi turyści nie rozumieli nas a nam głupio było się narzucać.

6. Jak sobie poukładałeś sprawy z pracą, karierą, z luką w CV?
Nie było takiej potrzeby. Mieszkamy w Anglii. Moje kilkuletnie doświadczenie jest wystarczające, aby po powrocie bez problemu znaleźć pracę. A przeciętny pracodawca nie interesuje się zbytnio tym gdzie byłem i co robiłem w ostatnim czasie.

7. Jak przełamać strach i obawy przed samotną wyprawą?
W naszym przypadku było trochę inaczej, więc pozwolę sobie wyjąć z pytania słowo samotna. I nie dość, że nie samotnie to jeszcze całą ferajną. Mieliśmy obawy, czy dobrze robimy zabierając ze sobą do Azji półtorarocznego synka. Czy dobrze robimy porzucając wszystko co znane, czyli wygodne i bezpieczne życie. Obawy były, ale chęć przygody i poznania odległych krain okazały się silniejsze.
Trzeba zatrzymać się, usiąść na chwilę, pomyśleć i przewartościować swoje życie. Że jest tylko jedno, że jest kruche i krótkie, że trzeba czerpać garściami, że trzeba spełniać swoje marzenia, bo jutro może nie być. Że nie ma sensu tak bez sensu zapieprzać z klapkami na oczach nie wiadomo gdzieś przed siebie. Rzeczy materialne są tylko rzeczami. A przeżytych chwil nigdy nikt i nic nam nie zabierze. My wyrwaliśmy się na chwilę ze schematu „praca-dom-praca-praca-mam-poczucie-bezpieczeństwa-bo-widzę-te-same-twarze-i-je-znam-bla-bla-bla”. Na zawsze już będziemy inni.
Jesteśmy szczęśliwi, że odkryliśmy teraz, że można tak żyć, a nie na przykład obudzić się w wieku 60 lat z ciężką depresją i poczuciem zmarnowanego życia. Nic tylko palnąć sobie w łeb… albo sprzedać wszystko i ruszyć przed siebie… chodzi mi o to, że zawsze jest wybór. A wszelakie ograniczenia narzucamy sobie sami.
Może to łatwiej powiedzieć niż zrobić, cóż, kwestia decyzji i jej realizacji.
Czy warto? Po tysiąckroć!

8. Od czego zacząć?
Od wyzbycia się syndromu dziewicy „chciałabym, ale się boję”.
My zaczynamy od marzeń, od myślenia o białym piaseczku, palmach i ciepłej wodzie. Jak już ogrzejemy się psychicznie od tej angielskiej pogody to przenosimy się w wyobraźni na okoliczne szczyty, wędrujemy z plecakiem, podziwiamy pola ryżowe i uprawy herbaty.
Zaczynamy od wodzenia palcem po naszej wielkiej mapie świata rozwieszonej w centralnym miejscu w salonie nad kominkiem. I powoli zamieniamy marzenia w plany, a plany w rzeczywistość. Dopasowujemy wszystko do wyjazdu. Nowe auto, nowa kanapa, pralka czy lodówka mogą zaczekać. A jak czegoś potrzeba to zawsze jest ebay.
A przygotowanie techniczne? Cóż, Lonely Planet, google, fora, blogi itp.
Kup bilet i w drogę…

9. Kiedy wracasz?
A raczej kiedy wyjeżdżamy? Wyjechaliśmy w trójkę a wróciliśmy z pasażerem na gapę. Tak więc musi się najpierw wykluć. Odchować trochę. Zaszczepić się i w drogę:)
A konkretnie zaczynamy tam gdzie skończyliśmy. Chcemy przebyć całą Jawę lądem, zahaczyć o Bali, wyspę Tioman, KL i Singapur. Taki bardzo wstępny plan. Zapraszamy do lektury bloga za jakiś czas. Oj będzie się działo:) Kiedy? Lipiec 2011

10. Najbardziej nieprawdopodobna historia z twojej podróży
Nie ma chyba takiej jednej. Cały nasz wyjazd był niesamowity.
Dla nas magiczna była fascynacja jaką darzyli ludzie naszego Synka. W Songkhla samochody zawracały z drogi, motorki zatrzymywały się. Żeby porozmawiać, zobaczyć, dotknąć. I nie miało znaczenia to, że ci ludzie często nie znali ani słowa po angielsku. Fakt, że mamy dziecko otwierał drzwi normalnie zamknięte. Maksio nauczył się tajskiego powitania oraz podziękowania. Sam dzielnie składał łapki i mówił „kap”. Nic tylko serce się rozpływało.
Nieprawdopodobne było dla nas to, że zostaliśmy zaproszeni do szkoły, braliśmy udział w lekcji razem z tajskimi dziećmi.
Nieprawdopodobne było wielokrotnie łapać stopa z Maksiem na ręku, żeby później jechać na pace pickupa, gdy ciepły wiatr owiewał nasze twarze.
Nieprawdopodobna była otwartość i gościnność mieszkańców Indonezji.
Pojechaliśmy do Bukit Lawang, żeby spełnić marzenie Dorotki, zobaczyć orangutany. Owszem widzieliśmy je, z daleka i stojąc w tłumie innych turystów. W drodze powrotnej, jakby specjalnie tylko dla nas na ścieżkę wyszła z buszu wielka samica ze swoim maleństwem na grzbiecie, była tuż tuż na wyciągnięcie ręki. Bezcenna chwila.

11. Najbardziej magiczne miejsce, w którym byłeś i dlaczego.
Cieżkie dla nas pytanie, bo magiczna była dla nas cała nasza podróż. Jesteśmy początkujący więc pewnie dlatego wszystko odbieraliśmy tak intensywnie.
A konkretne miejsce? Na pewno aktywny wulkan Sibayak na Sumatrze, krajobraz tak odmienny, że aż jakby kosmiczny. Świadomość własnej maleńkości wobec potęgi natury.
A dla mnie osobiście każda kuszetka była fascynującym doznaniem, nie wiem czemu, tak o, leżeć sobie, jechać i stuk-puk-stuk-puk kołysało mnie do snu.

12. Taki tam dialog…
Kilka dni temu jedziemy naszym autkiem
- Kochanie spójrz jaka piękna Honda Accord przed nami – powiedziała Dorotka
- No w sumie.. ile taka kosztuje? – spytałem
- Haha za dużo – zaśmiała się Dorotka
- No, dobre pół roku życiu w Azji – stwierdziłem po chwili namysłu
- Eee brzydka ta Honda… – podsumowała Dorotka

4 komentarze:

Superneon pisze...

Przyznam się że nie prześledziłem jeszcze waszych podróży do końca, ale wnioskuje z wywiadu że nie byliście w Birmie i na Filipinach. To są kraje których również ominąć nie wypada. Jak już z czegoś rezygnować to lepiej z Malezji i Singapuru. Indonezja koniecznie! Na południu jest jeszcze ciekawiej bo robi się tygiel. Jawa i Sumbawa - muzułmanie, Bali - Hindu, Flores - Katolicy. Jeden kraj a tyle rozmaitości...

My jak już ci wspominałem szykujemy się do Zambii. Powoli zaczynam myśleć o tym jak pokonać tą rasę w jedną stronę lądem :) Pola jak widzę będzie w wieku Maksia. Na pewno też będzie super.

Pozdrawiam,

marek pisze...

To zapraszamy do czytania naszego bloga, my śledziliśmy każdy Wasz wpis:))
Czekamy na relację z Zambii!
Buziaki dla Poli od Maksia:)))

Baba Jarkowa pisze...

Fajnie napisane :)
My niestety sie uwiazalismy zawodowo. Od dwoch lat jest taka posucha w moim zawodzie, ze gdybym rzucila robote teraz to zostalabym na lodzie po powrocie. A nie wyobrazam sobie powrotu do Polski, szczegolnie teraz, gdy znalezlismy sobie tak funduszozerne hobby. Niemniej gdzies tam mi sie juz zalagl pomysl na "gap year" i kiedys go zrealizuje...
Buziaki dla wszystkich!
Ps. zaproszenie aktualne ;)

marek pisze...

A dziękujemy:)
A z tym uwiązaniem to nie jest może tak troszkę troszeczkę wymówka..?;)) Książkę "Gap Year Before you go" już mamy, więc możemy pożyczyć:)
Odezwe się niedlugo, bo już sprawy się dobrze poukładały i z chęcią popędzimy na spotkanko:)
Buziaki!

Prześlij komentarz